niedziela, 11 stycznia 2015

I`M NOT CHARLIE

W minionym tygodniu, Francją, a także jak myślę i większością świata, wstrząsnęła śmierć 17 ludzi, którzy zginęli w ataku terrorystycznym fanatyków islamskich.
Atak był odwetem, karą za opublikowanie przez tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo", obraźliwych karykatur proroka Mahometa.
Dzisiaj, na placu Republique w Paryżu, zebrał się wielusettysięczny tłum, aby wraz z prezydentem Francji, Francois Hollandem i innymi głowami państw, przemaszerować ulicami w proteście przeciwko terroryzmowi, w obronie wolności słowa i szeroko pojętej tolerancji.
To piękna solidarność i godna podziwu mobilizacja...
Ale co poza tym?
Przemaszerowanie kilku głów państw, na czele nawet tak licznego tłumu, niczego nie zmieni, ani do niczego konkretnego nie prowadzi.
Bądźmy szczerzy; to tylko spektakl bez konsekwencji.
Uważam, że świat wobec terroryzmu z natury rzeczy, zawsze był, jest i będzie bezradny. Nie da się przewidzieć wszystkich takich ataków, ani w 100% się na nie przygotować. To po prostu niemożliwe, nawet przy najbardziej sprawnych służbach specjalnych.
Z drugiej strony, zastanawiam się nad tym co słyszę w komentarzach tego dramatu...
- Nie boimy się!
- Jak dorosnę, to zostanę takim dziennikarzem jak ci z Charlie!
Oczywiście, ja też w tej sytuacji daleka jestem od wpadania w panikę, bo jest ona niepożądana i  niepotrzebna, ale nie bać się w ogóle - to głupota!
Takie chojrackie zachowanie, nie powinno mieć miejsca, szczególnie w takim państwie jak Francja, którego wielomilionową częścią są wyznawcy islamu, w tym skrajnego jego odłamu.
Paryskie wydarzenia, przede wszystkim jednak, skłoniły mnie do zamyślenia się nad granicą wolności słowa...
Czy doszło do tego, że prawdziwą wartością , stało się prawo do tego, że wszystko można powiedzieć, napisać, narysować, wyśmiać i zbezcześcić?
Czy nastały teraz czasy, w których można opluć wszystko...?
Jeśli ktoś zapytałby mnie, czy to jest słuszne i czy tak powinno być, to bez zastanowienia powiedziałabym NIE.
Z tego samego powodu nie podoba mi się też hasło "Róbta co chceta" i nie zalajkuję zdania "I`m Charlie ", mimo że potępiam akty terrorystyczne i w ogóle wszelką przemoc.
Są jednak pewne sakrum, sytuacje, problemy, jakkolwiek by tego nie nazwać, z których drwić, wyśmiewać się nie wolno i zwyczajnie nie wypada.
Nie wolno, nie dlatego, że może grozić za to śmierć z rąk jakiegoś fanatyka, czy inne poważne konsekwencje, ale dlatego, że to niekulturalne, nieetyczne, podłe i dla kogoś bolesne.
Zginęło 17 osób...
To straszne...
Ale czy zginęli za wolność słowa, czy za chęć podniesienia nakładu tygodnika?
Z jednej strony, zadufanie w swoją bezkarność, a z drugiej, eskalacja nienawiści w imię obrony wiary...
Terroryści, "bojownicy za wiarę"..., dotychczas byli postrzegani jako zagrożenie, które może nadejść z zewnątrz, teraz okazuje się, że mogą to być też "nasi sąsiedzi", znajomi z pobliskiego pubu...
Terroryzm zaczął ewaluować w niebezpiecznym  kierunku...
Ataku na redakcję w Paryżu, dokonali obywatele francuscy, którzy w ten sposób, de facto, wystąpili przeciwko własnej ojczyźnie!
Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego ludzie z Europy, ze Stanów, w tym i niestety z Polski, jadą na wschód, przyjmują islam, stają ramię w ramię z radykalnymi muzułmanami i popierają Państwo Islamskie?
Nikt mi nie wmówi, że wszyscy, którzy się na to zdecydowali, byli dyskryminowani i pochodzili z patologicznych, czy ubogich rodzin...
Myślę, że niemały wpływ na to, ma między innymi postępująca laicyzacja, szczególnie widoczna wśród społeczeństw zachodnich.
Brak Boga, zasad moralnych, jakie narzuca religia, powoduje zagubienie. Dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, poszukujących na tym etapie życia swojej tożsamości i sensu istnienia.
Wielu z nich, odczuwa wewnętrzną pustkę, którą próbuje zapełnić, stając się w tym momencie podatnymi na wpływy dotyczące sfery duchowej.
Od dawna przecież jest to wykorzystywane przez różnego rodzaju sekty religijne, a teraz jak widać zostało to również dostrzeżone przez walczący islam.
Człowiek bowiem, nawet ten, który deklaruje laicyzm, to taka istota, która ma zakodowaną wewnętrzna potrzebę wiary w "coś" nadrzędnego. Żyjąc bez Boga, podświadomie czuje, że jest to trwanie bez opoki, bez nadziei..., a człowiek potrzebuje nadziei...
Osoba, która w nic nie wierzy prowadzi w gruncie rzeczy jałowe życie, sprowadzając je do przedmiotowości, gdy tymczasem z natury jest istotą podmiotową.
Człowiek, aby jego życie miało wartość, potrzebuje idei, i to idei jedynie słusznej, takiej, za którą może w razie potrzeby walczyć i oddać życie.
Czy jest idea słuszniejsza, niż umrzeć za wiarę i w nagrodę otrzymać życie wieczne?
Zastanawiam się gdzie w tym momencie jest Kościół (nie tylko ten katolicki)?
Czy paradoksalnie, właśnie ta trudna sytuacja, nie powinna otworzyć oczu Kościołowi, który powinien stworzyć alternatywę dla "oferty" islamu?
Może zamiast do Afryki, czas zastanowić się nad wysyłaniem misjonarzy do Europy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz