sobota, 17 stycznia 2015

UCIECZKA W FIKCJĘ

Nienawidzę jak boli mnie głowa, ale czy to w ogóle można polubić?
Czuję się trochę jak na kacu, a przecież nie wypiłam ani kropelki, więc nie mam nawet co wspominać, ani na co zwalić.
Myśli mi się rozłażą we wszystkie strony, jak karaluchy z rury kanalizacyjnej, kompletnie nie do opanowania.
Staram się zagarniać je na równy stosik, ale kiepsko mi to wychodzi.

Co robić przy takim braku koncentracji?
Poczytałabym..., zwłaszcza, że przed chwilą z marnym skutkiem, w akcie "rozpaczy", przeleciałam przez kanały telewizyjne w poszukiwaniu czegoś co by przykuło moją uwagę i oderwało od kontemplowania bólu w skroni.
Przypadkiem wstrzeliłam się w "Śniadanie mistrzów", a tam miła niespodzianka, jeden z moich ulubionych autorów, Janusz Leon Wiśniewski. Temat oczywiście bieżący; wolność słowa i wypadki paryskie...
Starałam się słuchać tego co "mądrzy" ludzie prawią, ale ku memu rozczarowaniu byli zachowawczy i poprawni europejsko, a w zasadzie dość zamknięci i jednostronni w swoich poglądach, co mnie nieco rozczarowało. Przynajmniej od Wiśniewskiego, którego od zawsze podziwiałam za pogłębioną analizę rzeczywistości, oczekiwałabym bardziej obiektywnych wypowiedzi.
Nie zmienia to jednak faktu, że nadal pozostanę fanką jego twórczości literackiej.
Jak to mówią, Wiśniewski jest pisarskim idolem pań i jego książki mieszczą się w nurcie popularnym i tak zwanym kobiecym, ale może dlatego, że sama często wracam do jego książek, nie uważam żeby była to literatura niskich lotów, dla "gospodyń domowych".
Jeśli już jestem przy tych gospodyniach, co to niby upajają się tylko romansidłami, to myślę, że to one właśnie, w znacznym stopniu podnoszą statystyki czytelnictwa.
Mówi się - Jesteś tym, co jesz.
A ja powiem - Jesteś taki, jak treść książek, które wybierasz.
Dlaczego niektóre kobiety zaczytują się w "harlequinach"?
Myślę sobie, że taki wybór, nie zawsze świadczy o ich niskim poziomie intelektualnym, jakby ktoś mógł pochopnie stwierdzić, ale o tym czego im w życiu brakuje, za czym tęsknią.
Tak to już jest, że człowiek, jeśli czegoś mu brakuje, jeśli czegoś pragnie, próbuje sobie ten brak zrekompensować.
Kobieta z natury rzeczy jest istotą emocjonalną, więc nie ma co się dziwić, że jeśli odczuwa w swoim życiu deficyt uczuciowy, ucieka często w świat fikcji, gdzie może za pośrednictwem książkowej bohaterki przeżywać swoją wyśnioną miłość, której w rzeczywistości jej brakuje. Stąd też , zamiłowanie takich kobiet do południowoamerykańskich seriali.
Choć wiadomo, że w takich opowieściach jest wszystko przerysowane; bo on - kocha i wielbi bezgranicznie, zabija dla niej "smoki", no i wierny jest po grób.
Jedyny problem w tym, że tej pięknej, romantycznej miłości, nie da się przenieść do realnego życia...
Bywa, że czytelniczka podświadomie chce, żeby i tam było jak w powieści, a to nie spotyka się ze zrozumieniem jej partnera, który nijak nie chce się zmienić i stać się wzorem kochanka.
Kobieta zaczyna patrzeć na swojego mężczyznę innymi oczami, zaczyna go porównywać...
No i konflikt gotowy..., bo on taki nie jest i zapewne nigdy nie będzie...
Czy należy unikać takich czytadeł?
Być może niektóre kobiety powinny..., żeby uniknąć depresji.
Co do panów, to uważam, że każdy mężczyzna powinien przeczytać choć raz tego typu książkę..., bo to dla nich swoisty podręcznik i przewodnik po kobiecych pragnieniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz