Czwartek, czwartek czwartek!
I to nawet słoneczny czwartek!
Takie wykrzykniki stawiam dlatego, że odkryłam właśnie, na swój własny użytek, że czwartek to piękny dzień, piękny nawet wówczas, gdy za oknem pada, albo mrozi nosy, a dzisiaj przecież nie mroziło.
Nie jest to znielubiony poniedziałek, ani nawet piątek, podczas którego siedzimy jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać soboty. No i nie jest to jeden z tych "roboczych" dni, które przeznaczamy na "orkę domową".
W taki dzień jak dzisiaj, można sobie na przykład poleżeć na kanapie, poczytać, popijając kawusię i zagryzając ciasteczkiem. A co najważniejsze, można nie przejmować się tym, że słońce bezlitośnie obnaża cały brud na szybach, które winny były być umyte w przedświątecznym szale.
Piękne czwartkowe rojenia...
Rojenia, bo zaraz dopadły mnie wyrzuty sumienia niegodne domowej rusałki..
Może jednak powinnam zrezygnować z zalegania między poduchami, a tylko wziąć cztery litery w troki, a do ręki szmatę i zwyczajnie wypucować do połysku szybki...?
Ot miły dylemat na miarę; myć, czy nie myć...
- Nie myć! - radośnie postanowiłam, moszcząc się wygodnie.
- Bzz...!, bzz...! - bzykaniem, postawił mnie do pionu nową melodią, mój stary telefon.
- Gotowa? - zaświergotał głos w słuchawce.
- O nie! Całkiem zapomniałam... - jęknęłam w odpowiedzi, jednocześnie kombinując nad wiarygodnym alibi.
- Jak nie, jak tak! Czekam na dole! - zabrzmiało już bardziej poważnie i jakby stanowczo.
- O nie! - Jęknęłam ponownie, poddając się - A miało być tak czwartkowo...
- Nigdzie nie idę - Mruczałam do siebie buntowniczo, sznurując buty do biegania - Nie mam ochoty szwendać się po lasach!
A miało być tak pięknie...
Miało..., bo już wiedziałam, że nici z lektury, i że za chwilę zbiegnę po schodach, aby zasuwać po leśnych wertepach...
.....................................................................................................................................
Teraz siedzę sobie i klapię w klawisze, za oknem już nie świeci słońce, więc szyby nie straszą mnie brudnymi smugami. To i owo mnie boli, bo parę tygodni było nieużywane i coś czuję, że jutro trudno będzie mi wykonać manewr swobodnego siadania w fotelu, ale nic to.
Jeden z pożytków dzisiejszego dnia to ten, że jutro może zabiorę się za mycie okien. To można robić na stojąco.
Miał być dzień lenia i marudziłam, ale prawdę mówiąc, świeże powietrze dobrze mi zrobiło, przeszły mi humory i w ogóle lepiej się poczułam.
Zauważam, że od pewnego czasu żyję na zasadach czasowego zaprogramowania; albo jak ostatnio, mam dni "snucia", albo totalnej "adrenaliny". Jak wejdę w jakiś rytm trudno mi go zmienić. Potrzebuję wówczas jakiejś zewnętrznej stymulacji, żeby nie powiedzieć kopa, choćby jak ten dzisiejszy.
Wychodzi na to, że i kopy mogą mieć przyjemne efekty. (Wyłączając bolący tyłek i łydki. Hi! Hi!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz