czwartek, 15 stycznia 2015

NIE MA JAK DOBRY KOP!

Czwartek, czwartek czwartek!
I to nawet słoneczny czwartek!
Takie wykrzykniki stawiam dlatego, że odkryłam właśnie, na swój własny użytek, że czwartek to piękny dzień, piękny nawet wówczas, gdy za oknem pada, albo mrozi nosy, a dzisiaj przecież nie mroziło.
Zachwyca mnie ten środek tygodnia, bo nie można się nijak do niego przyczepić.
Nie jest to znielubiony poniedziałek, ani nawet piątek, podczas którego siedzimy jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać soboty. No i nie jest to jeden z tych "roboczych" dni, które przeznaczamy na "orkę domową".
W taki dzień jak dzisiaj, można sobie na przykład poleżeć na kanapie, poczytać, popijając kawusię i zagryzając ciasteczkiem. A co najważniejsze, można nie przejmować się tym, że słońce bezlitośnie obnaża cały brud na szybach, które winny były być umyte w przedświątecznym szale.
Piękne czwartkowe rojenia...
Rojenia, bo zaraz dopadły mnie wyrzuty sumienia niegodne domowej rusałki..
Może jednak powinnam zrezygnować z zalegania między poduchami, a tylko wziąć cztery litery w troki, a do ręki szmatę i zwyczajnie wypucować do połysku szybki...?
Ot miły dylemat na miarę; myć, czy nie myć...
- Nie myć! - radośnie postanowiłam, moszcząc się wygodnie.
- Bzz...!, bzz...! - bzykaniem, postawił mnie do pionu nową melodią, mój stary telefon.
- Gotowa? - zaświergotał głos w słuchawce.
- O nie! Całkiem zapomniałam... - jęknęłam w odpowiedzi, jednocześnie kombinując nad wiarygodnym alibi.
- Jak nie, jak tak! Czekam na dole! - zabrzmiało już bardziej poważnie i jakby stanowczo.
- O nie! - Jęknęłam ponownie, poddając się - A miało być tak czwartkowo...
- Nigdzie nie idę - Mruczałam do siebie buntowniczo, sznurując buty do biegania - Nie mam ochoty szwendać się po lasach!
A miało być tak pięknie...
Miało..., bo już wiedziałam, że nici z lektury, i że za chwilę zbiegnę po schodach, aby zasuwać po leśnych wertepach...
.....................................................................................................................................
Teraz siedzę sobie i klapię w klawisze, za oknem już nie świeci słońce, więc szyby nie straszą mnie brudnymi smugami. To i owo mnie boli, bo parę tygodni było nieużywane i coś czuję, że jutro trudno będzie mi wykonać manewr swobodnego siadania w fotelu, ale nic to.
Jeden z pożytków dzisiejszego dnia to ten, że jutro może zabiorę się za mycie okien. To można robić na stojąco.
Miał być dzień lenia i marudziłam, ale prawdę mówiąc, świeże powietrze dobrze mi zrobiło, przeszły mi humory i w ogóle lepiej się poczułam.
Zauważam, że od pewnego czasu żyję na zasadach czasowego zaprogramowania; albo jak ostatnio, mam dni "snucia", albo totalnej "adrenaliny". Jak wejdę w jakiś rytm trudno mi go zmienić. Potrzebuję wówczas jakiejś zewnętrznej stymulacji, żeby nie powiedzieć kopa, choćby jak ten dzisiejszy.
Wychodzi na to, że i kopy mogą mieć przyjemne efekty. (Wyłączając bolący tyłek i łydki. Hi! Hi!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz