sobota, 17 sierpnia 2013

PODPATRYWANIE ZA KARĘ

Co prawda udaje mi się czasami myśleć logicznie i racjonalnie, ale nie zawsze...


Mimo to, jak tylko potrafię, staram się, aby ułatwić sobie życie i aby zrekompensować sobie rzeczy, które mi brakują na co dzień.
A najbardziej ostatnio brakuje mi samochodu i windy, więc nie jest mi łatwo...
Ot zachcianki...




Mogę o sobie powiedzieć, że jestem osobą wytrzymałą, ale niestety niezbyt silną fizycznie, szczególnie  jeśli chodzi o noszenie czegoś ciężkiego. Zawsze miałam słabe ręce i tak mi już zostało.
W związku z tym, że egzystuję jako Zosia Samosia, muszę więc sobie i z tym radzić.
Wyposażyłam się w torbę zakupową na kółkach, która jak się okazuje, jest lekkim obciachem.
Kiedy ją kupowałam, nie miałam żadnych negatywnych skojarzeń i widziałam tylko jej praktyczne funkcje.
Ostatnio, kiedy zadowolona maszerowałam z nią  do pobliskiej Biedronki, zaczepił mnie znajomy - O!! W tym wieku, z taką torbą? - zapytał się zadziwiony.
Mnie też zadziwiło, ale zupełnie co innego - czy młodsze kobiety (poniżej wieku emeryckiego)  mają obowiązek targania wszystkiego własnymi siłami?
Czy to jakiś wstyd, jeśli próbują sobie ułatwić życie?
Nie rozumiem...
Zawsze (no prawie) "mniej wiecej" wiem, co będę kupować kiedy wychodzę z domu i jeśli zanosi się na większe zakupy, zabieram ze sobą moją czerwoną pomocnicę, nie martwiąc się tym, czy mi wypada czy nie. 
Ale bywa też tak, że nagle i niespodziewanie dla mnie samej, uzbiera się tego wiecej niż przewidywałam i wtedy niestety jest ból.
Ból, bo nie tylko jest mi ciężko, ale i foliowe torby wżynają mi się nieprzyjemnie w dłonie.
Ale cierp babo, jak nie myślisz...
Wczoraj miałam w planie wyskoczyć do sklepu tylko i wyłącznie po pieczywo, jednak o dziwo wyszło więcej.
Trochę się zmachałam, bo na dodatek męczy mnie zaziębienie (o zgrozo - latem, wstyd się przyznać) więc zrobiłam sobie przystanek na ławce, okupując ją w całości - ja i moje pełne foliówki.
Siadając, sapnęłam z ulgą i kichnęłam z rozmachem.
Słoneczko przygrzewało, co mnie tak rozleniwiło, że aż nie chciało mi się ruszać dalej.
W końcu, nie spieszyło mi się..., i mimo woli zaczęłam podglądać przechodniów...
To bardzo interesujące, wręcz fascynujące doświadczenie i odkrycie, co można zobaczyć w twarzach mijających nas ludzi, jeśli obserwuje ich się z boku, a którzy przemykają niezauważalni dla nas, jeśli jesteśmy wśród nich.
Przyglądałam im się zza ciemnych okularów...
Patrzyłam, czy uśmiechają się?
Jeśli tak, to w jaki sposób?
Sami do siebie, do swoich myśli, czy do kogoś obok?
Czy to uśmiech z rodzaju wymuszonych, czy szczery?
Jak idą?
Czy idą powoli, nie spiesząc się, czy też szybko i zdecydowanie?
Niektórzy sprawiali wrażenie czymś zaabsorbowanych, inni mieli zmęczony wyraz twarzy...
Pomyslałam sobie wtedy, czy to, że ktoś idzie energicznie to znaczy, że jest kimś znaczącym, mającym mało czasu, bo musi załatwić wiele różnych ważnych spraw?
A może ten mocny krok, jest tylko po to, aby przekonać innych i siebie samego, że się takim jest, że ma się jakiś cel?
Wszak powolny krok nie kojarzy się z aktywnym trybem życia, czynnym w nim udziałem.
Ktoś idzie powoli, bo nie ma do czego się spieszyć?
Jego życie jest puste?
Może smutne?
A co można powiedzieć o osobie siedzącej na ławce i obłożonej torbami z zakupami? .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz