poniedziałek, 19 sierpnia 2013

TAKA SŁABOŚĆ

Żyję ostatnio oszczędnościowo i wielu rzeczy sobie odmawiam, ale mam pewien nałóg, którego nie mogę w sobie zwalczyć.
A może i nawet nie chcę?
W końcu mam tak mało przyjemności, więc niby dlaczego miałabym i tego się pozbawiać?

Po prostu nie mam siły i nie potrafię przejść obojętnie, obok sklepu z piękną, damską bielizną.
Niektórzy dostają amoku widząc na wystawie parę butów, a ja nie mogę się oprzeć połyskliwej, chłodnej tkaninie.
Dzisiaj wypatrzyłam cudowną, bladoróżową koszulkę nocną i wpadłam.
Co prawda starałam się walczyć i powiedzieć sobie - Nie wariuj babo, znowu powiększasz debet na koncie - ale przegrałam na całej linii, kiedy wyobraziłam ją na sobie.
W takiej sytuacji zaczynam rozumieć narkomanów...
I tak jest zawsze...
Bo świadomość tego, że mam na przykład pod zwykłymi jeansowymi spodniami jedwabne majtki w kolorze szampana, poprawia mi od razu humor. 
Może nawet, inaczej bym "kręciła pupą", gdyby to była tylko zwykła bawełna?
Łapię się na tym, i pewnie jest to odrobinę perwersyjne, że specjalnie, dla własnej przyjemności, nie dopinam guziczka w bluzce, lub pozwalam, aby niby to niechcący, obsunęła mi się ona z ramienia, tak żeby wysunął się skrawek koronki stanika, który jest pod nią.
Co tu dużo gadać, lubię się czuć seksowna, choćby tylko dla siebie i otulać swoje ciało nie tylko perfumami.
Szczególnego "fioła" mam na punkcie nocnych strojów, czasem myślę, że od tego, co mam na sobie w sypialni, zależą moje sny.
Uwielbiam ten moment kiedy po kąpieli, po ciele osuszonym kosmatym ręcznikiem, spływa gładka tkanina koszulki.
Jest to bardzo zmysłowe doznanie...
Prawie jak gra wstępna...
Ech..., wyłazi wtedy ze mnie cała babska próżność...
Ale co tam; ludzie mają szafy pełne butów, torebek, czy biżuterii, a ja mam przecież tylko komodę pełną bielizny.
Jakieś wady w końcu muszę mieć, a to tylko jedna z nich. (:-P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz