czwartek, 4 grudnia 2014

MOJA NARKOMANIA

Właśnie przeczytałam artykuł poświęcony badaniom, które zostały zaprezentowane na konferencji Society for Neuroscience. 
Badaniom, które sugerują, że jedzenie słodyczy aktywuje więcej neuronów w mózgowym ośrodku przyjemności, niż zażycie narkotyku.
No i odkryli "Amerykę"!
Pewnie za jakiś czas dostaną nagrodę Nobla za to, o czym ja już wiem od dawna!
Jestem niestety osobą uzależnioną od słodyczy, a w zasadzie od sprawiania sobie przyjemności w ogóle.
Na dodatek, nie muszę się podłączać do do żadnych urządzeń, by zdawać sobie sprawę z tego, co sprawia mi przyjemność, a co nie!
A z przyjemnościami tak już bywa, że lubimy je sobie sprawiać i tyle.
Przynajmniej ja lubię!
I nieważne, czy jest to ciacho czy seks, albo drapanie po plecach, jeśli mi się to podoba, to chcę to powtórzyć po wielokroć, bo jeden kęs (albo jeden udany stosunek) nie są wstanie nasycić mnie do końca.
Wręcz przeciwnie - wspomnienie o cudownym smaku w ustach, czy ekscytujących doznaniach cielesnych ,sprawia, że chcę więcej, i więcej...
Mam ochotę na kolejne "eksperymenty" i niestety "mały raz", nie jest już mnie wstanie zadowolić. Brnę więc dalej, a zachcianki i pragnienia czasami niestety przejmują kontrolę nad moim zdrowym rozsądkiem i zasadami.
Owszem są takie dni, w których postanawiam sobie, że już nigdy...
Ale też są i takie dni, a tych jest więcej, kiedy się łamię i pozwalam sobie na całkowite rozpasanie. 
Usprawiedliwiam się wtedy sama przed sobą, zwalam winę na moją słabą silną wolę, albo szukam winnego, bo tak jest mi łatwiej pogodzić się z przegraną.
Winny wszak zawsze się znajdzie; może to być debet na koncie, sprzeczka z przyjacielem, albo minus 5 za oknem.
Często, gęsto też, daję sobie sama dyspensę, a nawet nagrodę; dajmy na to, za przebiegnięcie paru kilometrów, albo nawet za odkurzenie dywanu.
Nie powiem, wkurza mnie ten kompletny brak kontroli nad sięganiem po rekompensatę moich frustracji i humorów, dlatego podejmuję co jakiś czas, mniej lub bardziej, udane postanowienia dotyczące różnych abstynencji.
Bywa, że wytrzymuję "bez", kilka dni, ale to by było na tyle.
Przeczytałam, że na przykład sposobem na objadanie się słodkościami, może być własnoręczne ich przygotowywanie ze zdrowych, pozbawionych konserwantów i innej chemii produktów.
No i co?
Ano, tak zaczęłam wypróbować te nowe przepisy, że przybyło mi 2 kilogramy.
Tak samo było, kiedy zamiast cukierków ustawiłam na stole miseczkę z suszonymi owocami. 
Leżałam sobie grzecznie na kanapie i oglądałam ulubiony serial, a co jakiś czas sięgałam to po żurawinkę, to po śliweczkę, a to po figę...
I jakież było moje zdziwienie, kiedy sięgając po raz kolejny do miseczki wymacałam tylko dno?
Szkoda gadać!
Lepiej mi już szło kiedy zrezygnowałam "figli", bo po nich zawsze mam wilczy apetyt, ale jak długo można?
W końcu, mi też się od życia coś należy!
No i jak tu żyć, bez tych małych, słodkich przyjemności?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz