niedziela, 7 grudnia 2014

SPADA KARTA, ZA KARTĄ...

Mam teraz taki czas, że boję się głębiej oddychać, wykonać choćby gwałtowniejszy ruch, aby domek z kart, który nazywam moim życiem, nie runął, nie rozsypał się w proch...
Po raz pierwszy chyba, przyznaję, że nie daję rady, i że żaden z moich sposobów na to, aby mimo wszystko nie znaleźć się "na kolanach", już nie działa, nawet już nie mam sił czekać aż mnie olśni.
Zbliżają się święta, przecież to najpiękniejszy czas. 
Czas radości... 
A ja nie potrafię się cieszyć... 
Tyle spraw na mnie czeka, tyle rzeczy muszę zrobić, a ja czuję się spętana, ubezwłasnowolniona niepewnością. Niepewnością, która mnie kompletnie blokuje, odbiera mi energię, nie pozwala się skupić i wytyczyć choćby najmniejszego celu. 


Mam wrażenie, że nie potrafię już udawać tak dobrze jak kiedyś, że wszystko jest w porządku i że niczym się martwię. 
Dobre aktorstwo jest wymagające; oprócz talentu, trzeba mieć w sobie moc i odrobinę chęci, a ja nie mam już ani jednego, ani drugiego. 
W dzień, jeszcze daję jako tako radę, ale w nocy jest już gorzej. 
Leżę w łóżku i gapię się w sufit, a w głowie odtwarzają mi się wszystkie problemy, powstają sceny, których jeszcze nie ma, a które być mogą... 
Staram się inaczej ukierunkować myśli, wyobrazić sobie coś miłego, pięknego... 
Dotychczas to działało, kiedy nie potrafiłam zasnąć... 
Może powinnam, zamiast leżeć i zadręczać się w ciemności, zadać sobie więcej trudu; wstać i zająć się czymś pożytecznym w domu? 
Podczas takich samotnych, bezsennych nocy, najbardziej mi brakuje kogoś obok... 
Kogoś, kto byłby ze mną, w kogo mogłabym się wtulić i powiedzieć - Nie mogę zasnąć... 
Czy cokolwiek innego, nieważne co... 
I nieważne, że mówiłabym to tak cicho, aby się nie obudził...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz