wtorek, 2 grudnia 2014

CO DLA KOGO?

Kocham obdarowywać ludzi, nawet tak "zwyczajnie", czymś kupionym w sklepie.
Był czas, że starałam się zrobić coś własnymi rękami, bo wychodziłam z założenia, że wkładam w to dodatkowo kawałek siebie i trochę dobrej energii, a to dla mnie było bardzo ważne.
Pewnie i nadal tak myślę..., ale wycofałam się z tego, bo zauważyłam, że to w wielu przypadkach była przede wszystkim przyjemność dla mnie..., więc dałam sobie spokój...
Listopad i grudzień to dla mnie czas orgii prezentów; imieniny, urodziny, no i święta..
Z przykrością stwierdzam, że szczególnie w tym roku, ta ilość mnie mocno przytłoczyła..., i to zarówno ze strony finansowej, jak i z koncepcyjnej.

Lubię ofiarowywać coś, co jest osobiste, a nie "potrzebne" i praktyczne. A najchętniej, to spełniałabym marzenia niczym dobra wróżka.
Gdyby to tylko było możliwe...
Mierzę więc zamiary na siły, a tych za wiele nie mam niestety...
Zrobiłam dzisiaj rundkę po mieście i już wiem, że powinnam raczej zacząć od wizyty w banku z prośbą o kredyt.
Mam kupić osiem upominków, więc łatwo policzyć ile to będzie kosztowało i to mnie martwi...
Myślę, że martwiłoby mnie mniej, gdy to co kupię, ucieszyło tych, których mam zamiar obdarować, a tu koncepcji brak.
Jestem ostatnio jakaś wypalona...
No i z tym moi obdarowywaniem, mam ostatnio niewypały.
Niedawno w tym względzie dostałam po nosie i nadal trochę jest mi przykro.
Jakiś czas temu, rozmawiałam z kimś o zbliżającej się zimie, no i jak to między kobietami bywa,  zeszło na ciuchy. Moja rozmówczyni narzekała, że ma już dość znoszony płaszcz, a nie może sobie pozwolić na kupno nowego. W dobrej wierze więc, podarowałam jej (moim zdaniem) bardzo elegancki płaszczyk z wełny w piaskowym kolorze, w którym naprawdę wyglądała bardzo ładnie.
Płaszczyk co prawda nie był nowy, ale nic nie zniszczony, jak to mówią prawie nówka.
I znowu moja radość była niestety większa...
Przykro mi było usłyszeć, że ona co prawda go weźmie, ale nie lubi używanych rzeczy, i że jak już, to sama sobie kupi w "dobrym" sklepie.
Cóż... Zapomniałam, że dobrymi chęciami, to tylko piekło jest wybrukowane.
Wracając do moich zakupowych planów...
Dręczy mnie bardzo fakt, że nie potrafię nic wymyślić. Co prawda mam już dwa prezenty, ale nie jestem do nich całkiem przekonana.
Tylko co z resztą?
Przecież nie pójdę w skarpetki i szaliki, a tym bardziej nie w kubeczki, czy ręczniki...
Ech, może tradycyjnie usiądę i poczekam aż mnie olśni?
Na razie to czekam na rozwiązanie innego, naprawdę poważnego problemu, który spędza mi sen z powiek...
Wierzę, że cuda się zdarzają, więc może i mnie przydarzy się taki mały cud?
A jeśli nie?
Jeśli nie, to trudno, niech i tak będzie...
Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
A przynajmniej nie wpadać w rozpacz, czy histerię...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz