poniedziałek, 29 grudnia 2014

JESTEM KOBIETĄ SZCZĘŚLIWĄ!

W poświąteczną sobotę, kiedy to leżałam sobie na kanapce z nóżętami w górze i dychałam równo po trzydniowym maratonie, zatelefonował do mnie kolega...
Niby to nic dziwnego, bo przecież nie telefonował pierwszy raz, ale ...
Tak na marginesie, według mnie, nie powinien w ogóle do mnie telefonować, bo przebywał właśnie u swej aktualnej "narzeczonej".

Ale mówi się trudno i słucha się dalej, tym bardziej, że głos miał taki, jakby przechodził jakieś chińskie tortury.
Ewidentnie przechodził, ale nie tortury, tylko jakiś kryzys uczuciowy i z tego powodu natychmiast poczuł niepowstrzymaną potrzebę na wyspowiadanie się, a na spowiedniczkę wybrał sobie mnie.



Po wylaniu wszelkich żali, przerzucił się na mnie, aczkolwiek w trochę innym sensie. A mianowicie oświadczył żałośnie, że mi bardzo zazdrości mojego optymizmu i tego, że jestem szczęśliwą kobietą.
I to mnie dopiero zadziwiło, bo nigdy, aż do tej pory, nie postrzegałam siebie jako optymistki!
No pal diabli, nawet ten mój optymizm, ale żeby zazdrościł mi "facet" tego, że jestem szczęśliwą "kobietą"????
To zagadka prawdziwie freudowska...
Czy chodziło mu o płeć, czy tylko o "szczęście", czy może o zadowolenie z siebie i ze swojego życia? 
No i kolejne pytania; dlaczego kobieta, a nie człowiek, a może kobieta, to według niego nie całkiem człowiek?
Co do szczęścia, to stwierdzam; mój rozmówca nie był w tą sobotę szczęśliwy.
Nawet mu zaproponowałam pewne ćwiczenie, które na mnie zawsze działa, gdy chcę wydobyć się z moich rowów i dołów. W takich smętnych chwilach zmuszam do działania moje mięśnie policzków; unoszę kąciki ust i staram się uśmiechnąć, choć pod powiekami huczy gotowy do wypłynięcia wodospad.
To naprawdę działa, od razu zmienia się nie tylko wyraz twarzy i poprawia uroda, ale mam inny ton głosu. Z uśmiechem, nawet tym przyklejonym,  po prostu nie da się jęczeć i  narzekać!
Kiedyś czytałam, że szczęście nie ma nic wspólnego z poczuciem bycia szczęśliwym. I tu się zgadzam, że często ludzie mylą "szczęśliwe" zbiegi okoliczności jakie komuś się po prostu wydarzają częściej niż innym, z zadowoleniem z siebie i ze swego życia.
Zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że facet ma dużo racji w tym jak mnie postrzega! 
Myślę, że "bywam" kobietą szczęśliwą, bywam, bo nie jest tak oczywiście przez cały czas. Mam swoje male kryzysy...
To moje szczęście, nie ma jednak nic wspólnego z uwarunkowaniami zewnętrznymi w jakich przyszło mi egzystować, bo gdyby tak było, musiałabym chyba być w głębokiej depresji, a tak nie jest.
Jestem szczęśliwa przede wszystkim dlatego, że nauczyłam się "akceptować". I to akceptować prawie wszystko; zarówno siebie, taką jaką jestem, jak i to co mnie spotyka każdego dnia.
Nauczyłam się siebie lubić, jeszcze nie kochać, ale lubić już tak. 
Nie jest to jednak łatwe i wymaga pewnej samokontroli; czasem tylko dziesięciu oddechów, a czasem reakcji dopiero po przemyśleniu pewnych spraw, kiedy już opadną emocje.
Doszłam do wniosku, że życie w świecie negatywnych myśli, szkodzi wyłącznie mnie, a na dodatek moje humory i nastroje, mają wpływ na moje relacje z ludźmi, którzy nie zawsze wiedzą do końca dlaczego tak się zachowuję i myślą wtedy pewnie - O co jej chodzi?!
Stałam się spokojniejsza i pogodniej patrzę na świat od czasu jak przestałam koncentrować się na tym co było, co już przecież i tak minęło i nie mam na to wpływu.
Staram się też za często nie narzekać; jeśli mogę coś zmienić na lepsze, to działam w tym kierunku, jeśli sytuacja jest nie do ruszenia, to ją akceptuję z całym "dobrodziejstwem inwentarza", starając się jednocześnie zminimalizować straty.
Na deser, bo desery to ja kocham nade wszystko; zostawiam sobie radość z drobiazgów, które jak się dobrze rozejrzeć trafiają się każdego dnia.
Cieszę się, że mnie nic nie boli, z tego, że jest piękna pogoda, że spotkałam się kimś kto jest dla mnie ważny. Cieszę się , że w mieszkaniu pachnie domowym ciastem, i że na moich kolanach mruczy mi swoją piosenkę Neon...
Niewiele?
Może dla kogoś to bzdury i nuda, a dla mnie to właśnie moje małe szczęście...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz