środa, 19 grudnia 2012

PRZEGRAŁAM ZE SOBĄ

- Cóż za nieludzka pora - to była moja pierwsza myśl po usłyszeniu brzęczenia telefonu pod poduszką. Natychmiast ponownie schowałam czym prędzej nos pod kołdrę szukając resztek snu.
Wstać, a może lepiej nie wstać? - Udający Hamleta duszek w mojej głowie mamił obietnicą dalszego ciepełka.
Jednak jak zawsze poczucie, że coś trzeba zrobić zwyciężyło i zamkniętymi oczami powlokłam się złamana do łazienki.
Po drodze spojrzałam w okno; a za nim zero widoczności, po prostu biała kurtyna; strach wychodzić bo może to ten koniec świata ma właśnie swój poczatek?
Koniec czy nie koniec. ale bez kawy nie mogę pożegnać się z tym światem - pomyślałam - szczególnie, że nie jestem pewna czy to już.
Z łazienki podreptałam do kuchni mając już na wszelki wypadek jedno oko otwarte, co by się nie poparzyć wrzątkiem.
W tym momencie serce zegara na pobliskiej wieży kościelnej zabiło 6 razy, a ja doznałam lekkiego szoku, bo okazało się, że nastawiłam o godzinę za wcześnie budzik..., tak to jest kiedy okularów używa się do ozdoby i od święta...
Jak widać to dzisiejsze wstanie bladym świtem zupełnie mnie wybiło z rozumu, bo przecież miałam napisać coś zupełnie innego, a tu literki układają inne zdania niż zamierzałam, ale już wracam na tory...
W końcu jest już 9, a ja wyłoniłam się z mgły ponownie u siebie w domu...
Spotkałam się z ludźmi, których nie widziałam od bardzo dawna, z niektórymi nawet 2 lata... Od razu powiem, że łączą nas różne uczucia w tym i te mniej sympatyczne, ale okazja była szczególna i nie było innego wyjścia...
Obiecywałam sobie, że będę miła, sympatyczna i otwarta jak prawdziwa chrześcijanka i starałam się, naprawdę się starałam, ale...., nie wyszło...
Mimo dobrych chęci, znalazłszy się w ich towarzystwie poczułam, że wewnętrznie sztywnieję, że napinają mi się mięśnie i oddziela mnie od nich jakaś niewidzialna bariera, której w żaden sposób nie mogę przeskoczyć.
Na nic zdały się moje wcześniejsze obietnice samej sobie, że tak nie będzie...
Zdobyłam się tylko na zimne - Dzień dobry...- a niektórych osób w ogóle jakbym obok siebie nie widziała.
Zdaję sobie sprawę, że odebrano mnie jako wyniosłą, niedobrą, a wręcz wrogo nastawioną...
Wiem o tym, ale nie potrafiłam inaczej, mimo, że być może w środku tliło się we mnie coś zupełnie innego, coś bardziej przyjaznego i pełnego dobrej woli.
Nie potrafię tego wytłumaczyć...
Jestem na siebie zła, że nie byłam taka jaka jestem w rzeczywistości i że odegrałam rolę postaci ze złej bajki, zamiast choćby kawałek roli tej dobrej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz