sobota, 22 grudnia 2012

TAKA PEWNOŚĆ?


Podziwiam, ale i też zadziwiają mnie ludzie, którzy od razu mają pewność, wiedzą, że ma być tak, a nie inaczej....
Skąd to wiedzą?
Weźmy taki przykład, który nazwałam bajką o Jacku i Agacie...
.................................................................................................
Jak każdego wieczoru, po ciężkim dniu, Jacek siedział w swoim ulubionym fotelu z kotem na kolanach...
Słuchał ulubionej muzyki...
W zasadzie było tak jak zawsze, więc dlaczego poczuł nagle, że czegoś mu brakuje?
Podpisał wspaniałą umowę, powinien być zadowolony...Znowu sukces... Tak, ale jakoś dzisiaj nie bardzo on go cieszył...
Dlaczego?
Nawet odczuwał smutek i przygnębienie.
Po powrocie do domu, kiedy jadł samotnie kolację, uświadomił sobie, że nie ma z kim dzielić swoich radości, ani smutków.
Gdzie są jego przyjaciele?
Gdzie jest jego kobieta, która właśnie w tej chwili siedziałaby obok niego i słuchała, jaki to był wspaniały, jak doskonale sobie poradził w negocjacjach z trudnym przeciwnikiem...?
Był sam....
Sam ze swoimi sukcesami i porażkami...,
Przeraźliwie samotny....
Na biurku migał ekran komputera, a na nim napis;
"Świat to globalna wioska"
Zaśmiał się w duchu - Tak wioska, i to pełna ludzi, tylko jakoś ich tutaj nie widzę.
Ale może jednak...?
..................................................................................................................................
Już nie mógł doczekać się wieczoru, wiedział, że to właśnie dzisiaj...Dzisiaj albo nigdy…
Kilkadziesiąt twarzy, różne kobiety...
Znowu nic...
Czuł rozczarowanie..., był zniechęcony, a nawet zmęczony czytaniem tych bzdur co o sobie potrafią napisać, zdawałoby się sądząc po deklarowanym wykształceniu i wieku, rozumne osoby...
Została jeszcze jedna strona; blondynka, ruda, brunetka...
Od wyboru do koloru...
Westchnął...
Nie..To nie jest możliwe...
Ze zdjęcia patrzyła na niego kobieta, od której nie mógł oderwać oczu...Zajrzała mu w głąb duszy...
Wiedział już, że to ta...
...................................................................................................................................
Agata była w niezłym szoku, kiedy otrzymała wiadomość od mężczyzny, który po prostu oznajmił jej, że czekał właśnie na nią i chce z nią spędzić życie...
Trochę ją to przeraziło. "Wariat" - pomyślała. Odpowiadała dość zdawkowo na jego listy, nie chcąc go urazić, ale on nie dawał za wygraną. W końcu oznajmił, że przyjeżdża i będzie tak długo czekał, aż znajdzie czas, aby się z nim spotkać....
Konsternacja, co teraz...
Zaplątała się.
Zaczęła sobie wyrzucać, po co to ciągnęła...
....................................................................................................................................
Czwartek...Środek tygodnia...
Agata postanowiła podejść do spotkania z Jackiem zupełnie na luzie. Niech będzie, co ma być….
Na spotkanie poszła zaraz po pracy, nawet nie poprawiła makijażu, była zmęczona po całym dniu i nic jej się nie chciało…. Nie mogła jednak się już wycofać…, po prostu nie wypadało tak postąpić...
Do restauracji dotarła trochę spóźniona, szybko rozejrzała się po wnętrzu i odetchnęła z ulgą, nie zauważyła przy stoliku żadnego samotnego mężczyzny…
Nie przyszedł….
Mimo wszystko poczuła lekki zawód; niby jej nie zależało, ale jednak…
Odwróciła się chcąc wyjść jak najszybciej, wtedy ich oczy się spotkały, stał w drzwiach i patrzył wprost na nią…
- To Ty… - powiedział - Wiem, że to Ty….
Obydwoje nie bardzo wiedzieli jak zacząć, co powiedzieć…, po prostu tak stali naprzeciw siebie. Pierwszy opanował się Jacek…
- Witaj, ….Oj…- zająknął się - Przepraszam, przecież ja mam dla Ciebie kwiaty - roześmiał się – Tylko z tego wszystkiego zostawiłem je w samochodzie.
Podali sobie ręce...
Agata zawsze zwracała uwagę na sposób podawania rąk, bo to, w jaki sposób dłonie spotykają się w momencie powitania dużo mówi o człowieku. Jacek miał mocne, twarde dłonie, jego uścisk był silny, ale nie był to popis mocy, spodobało jej się….
Zajęli miejsca przy stoliku, wciąż niewiele mówiąc, patrzyli na siebie nadal w pewien sposób zażenowani, uśmiechając się…
- Pójdę po te kwiaty - ponownie roześmiał się – Przecież moje pierwsze kwiaty dla Ciebie nie mogą zwiędnąć nim je zobaczysz.
Agata została sama.
Starała się uporządkować pierwsze wrażenia. W zasadzie nie spodziewała się wiele, ale czuła się lekko rozczarowana, Jacek był całkiem przeciętnym facetem, jak na jej gust. Wysoki, raczej szczupły, ale nie zwróciłaby na niego uwagi na ulicy, ot jeden z tłumu.
- Hm...ma interesujący uśmiech, chociaż to… - pomyślała – Jakoś to będzie, przetrwam ten obiad…
- Proszę to dla Ciebie, nie wiedziałem, jakie kwiaty lubisz, więc poprosiłem o zrobienie bukietu ze wszystkich, jakie były. Okropny wiecheć, co? – powiedział Jacek podając jej kwiaty i budząc z zamyślenia.
- Są piękne, dziękuję. Kocham wszystkie kwiaty – odpowiedziała zanurzając w nich nos. Była zła na siebie, że nie potrafiła wymyślić nic bardziej oryginalnego.
Żeby ukryć niezadowolenie z siebie, jak zwykle w takich sytuacjach, zaczęła coś szybko mówić, przerywając to śmiechem. Jaki to był dzień, że zimno i wiatr… słowa bez znaczenia, byle coś mówić…
Jacek od czasu do czasu wtrącał jakieś słowo, ale raczej starał się jej nie przerywać. Konfrontował swoje wyobrażenie o niej z rzeczywistością.
Widział wyraźnie, że jest zdenerwowana, dlatego nie przywiązywał wagi do tego, co mówiła, przyglądał jej się.
Siedziała przed nim atrakcyjna kobieta, może trochę inna jak na zdjęciu, ale o tych samych fascynujących go smutnych, o intensywnej barwie oczach… oczach, które go urzekły, i przez tyle dni przyciągały do monitora….
Sam nie wiedział, dlaczego, ale nagle zapragnął ją dotknąć, poczuć jej ciepło… przytulić… w jakiś niezrozumiały sposób wzruszała go, chciał się nią zaopiekować… być dla niej kimś ważnym….
- Agato – przerwał jej - Powiedz mi, co myślisz teraz, jak już mnie zobaczyłaś, poznałaś?
- Cóż mogę myśleć? Fajnie, że się spotkaliśmy, doceniam to, że postanowiłeś przyjechać tyle kilometrów, ale sama nie wiem…, nie potrafię wyrazić jednoznacznie tego, co czuję – odparła zakłopotana - Potrzebuję chyba trochę czasu na przemyślenie tej sytuacji.
- Czas ma znaczenie, ale nie ma żadnego wpływu na to, czy wiesz, z kim żyjesz i jak długo to będzie trwało – powiedział - To co ja wiem o Tobie, wystarcza mi na tyle, żeby mieć nadzieję, że to z Tobą, a nie z kimś innym chcę być. Każdy z nas ma swoje doświadczenia i jeśli potrafimy je wykorzystać właściwie i konstruktywnie, to przyszłość będzie pozbawiona negatywów. A że jest zamęt w Twojej głowie…? To się nie dziwię. Poza tym, jednym z argumentów jest czas, który płynie nieubłaganie i szkoda każdego dnia straconego na przesiadywanie przed komputerem i tworzenie iluzji lub życia wirtualnego.... Ja Ci takiego życia nie proponuję.... Ale czy Ty też tego chcesz?, Czy chcesz tego, co ja? - popatrzył na nią badawczo i z nadzieją w głosie.
- Trudne pytanie... - powiedziała w zamyśleniu i powoli - W zasadzie nie wiem, co odpowiedzieć. Nie znamy się, to zaledwie kilka emaili, w których nie zawsze wyrażałeś zresztą aprobatę dla tego, w jaki sposób postępuję… Jednak nigdy nie wiadomo...Może jest to właśnie to spotkanie w czasie, którego nie można zignorować? Nie wiem… To może być przecież tak jak w życiu realnym... - kontynuowała - Mamy wypełniony kupon Lotto, ale nie wysyłamy go z różnych względów, a potem okazuje się, że na takie właśnie numery padła wygrana, ale jest już za późno, aby pójść do kolektury.
- Chciałbym znać odpowiedź na pytanie, czy jest szansa na naszą przyszłość. Wiem, że nalegam, ale nie chcę dłużej czekać. Nie mogę i nie chcę, akceptować już obecnej sytuacji..... i liczę, że to Ty jesteś tą osobą, z którą będę mógł cieszyć się tym, co wartościowe... i tym co całkiem zwyczajne. Nie chcę żebyś się zmieniała... Nawet, tak nawet, jeśli nie przyjdzie nam żyć razem. Bo myśl, że jesteś, myślisz, odczuwasz, posiadasz taką wrażliwość jest w jakimś stopniu czymś dla mnie ważnym...
- Może i tak, ale nie jestem z tego powodu szczęśliwa.....Muzyka, poezja, słowa.... Powodują, że tracę kontakt z rzeczywistością i przestaję realnie ją oceniać... Dlatego cały czas uczę się jak nie tracić gruntu spod nóg, gdy czary zaczynają działać - uśmiechnęła się.
- Będzie dobrze – powiedział przykrywając swoją dłonią jej dłoń, zobaczysz, wystarczy tylko trochę się postarać…
Nie odpowiedziała…, ale nie cofnęła dłoni…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz