Mam wrażenie, że panuje przymus wspólnego świętowania
i wszechobecnego hasła;
„Nikt w Wigilię i Święta nie może być sam”.
Nie dosyć na tym, święta muszą być rodzinne, ludzie boją
się przyznać, że spędzą je sami, by nie wywołać na twarzy rozmówcy pełnej
współczucia miny.
Niby, dlaczego nie?
Proponowanie komuś, kto ma taką perspektywę wspólnej kolacji wigilijnej, może być oczywiście odruchem serca, ale także
litości, czy chęcią wydania się samemu sobie dobrym.
Tymczasem zaproszona osoba może poczuć się wręcz
zakłopotana.
Czy będzie się ona czuła dobrze, jako przystawka do rodzinnego
stołu, jako ewidentny „niespodziewany gość”, dla którego położono talerz, bo
tak tradycja każe?
Zgadzam się z tym, że to wyjątkowe dni, a już szczególnie
wieczór wigilijny, dlatego też należy spędzać go z osobami naprawdę bliskimi, z
takim, którymi pragniemy naprawdę być.
W przeciwnym wypadku lepiej pozostać samemu w swoim domu,
razem z tymi, którzy zostali w naszych wspomnieniach.
I nawet, jeśli łezka się zakręci w oku, to nie szkodzi,
bo to dobra łza…
I nawet, jeśli serce zaboli, to nie szkodzi, bo to dobry
ból…
A zły ból i słona łza pojawią się na pewno, kiedy
nadejdzie chwila łamania się opłatkiem, wtedy przytulony na tę chwilę do
jakiejś rodziny „ktoś”, dopiero wówczas poczuje jak naprawdę jest samotny…
wśród tych dobrych ludzi.
Jednak nie daj Bóg powiedzieć, że, chce się po prostu w
te dni być samemu; to wywołuje zgrozę, niedowierzanie i najgorszego autoramentu
domysły.
Większość „tych niechętnych dołączania do wspólnoty”
poddaje się i idzie jak na skazanie by zasiąść do świątecznego stołu, mimo, że
ma w oczach wspomnienie z poprzedniego roku.
Trochę już tych świąt w „gronie” przeżyłam i mogę
powiedzieć, że niewiele było takich, o których mogłabym powiedzieć, że były
takie jak sobie wymarzyłam. Przeważnie w którymś momencie wybuchała niestety
jakąś mina…
Jednak każdego roku obiecuję sobie, że się postaram, że
wytrzymam, że ominę niewygodne tematy i nie odpowiem pięknym za nadobne, a co
najbardziej naiwne, wierzę, że tym razem to już będzie tak jak w tych reklamach
telewizyjnych; ciepło, pachnąco i kochająco.
Wierzę i idę pełna dobrej woli, ale ze sztywnym
kręgosłupem i mimo wszystko przygotowana na najczarniejszy scenariusz, a w
zasadzie na pewnie ten sam, który tak dobrze znam.
Nie wiem, o co tu chodzi?
Może powodem tego napięcia, które powoduje nadmierną
wrażliwość obecnych (szczególnie pań) jest zmęczenie?
Fakt faktem, ta cała otoczka świąteczna; potrawy,
dekoracje, prezenty…, a przede wszystkim doprowadzenie tego wszystkiego do
finału wymaga dużo wysiłku, który być może pochłania całą radość ze
świętowania. Kiedy w końcu zasiadamy przy tym wymarzonym wspólnym stole mamy po
prostu wszystkiego dosyć…
Po co więc to wszystko? By zepsuć sobie ten wyjątkowy
czas?
Po co te 12 czy 13 potraw (straciłam już rachubę),
bieganie za prezentami, szorowanie okien i podłóg?
Nie o to wszak w tym święcie chodzi…
Niech będzie jedna potrawa, nieumyte okno i kurz na
szafkach pod sufitem…, ale cieszmy się sobą, niezależnie od tego, że my nie mamy na sobie nowego ciucha, a nasza kuzynka przyszła w kreacji prosto od
projektanta.
Niewykluczone, że przyjdzie nam się podzielić opłatkiem z
osobą, której wcale to a wcale, nie darzymy miłością i już na samą myśl o tym
mamy ochotę zrobić w tył zwrot i nie dać się wkręcić w kolejne nieszczere,
ledwie przechodzące przez usta życzenia, ale tak to już jest; coś za coś…
Rodziny się nie wybiera dostajemy ją w podarunku od życia
i to na stałe, czy tego chcemy, czy nie. Do nas należy, co zrobimy z tym
prezentem…, mówi się, że prezentów się nie wyrzuca, ani nie oddaje…
Więc?
Ano, trzeba wierzyć, że akurat w te święta zdarzy się
cud, na miarę tego, który dwa tysiące lat temu zdarzył się w Betlejem…
Postarajmy się, bo mamy przecież za co dziękować; choćby za to, że oni w ogóle są, abstrahując od tego jacy są.
Może warto się postarać i w tej nielubianej ciotce Jadzi
dostrzec jakieś pozytywne cechy, choć raz roześmiać się przy kawałach
opowiadanych przez kuzyna Mariana i pochwalić gospodynię za karpia, mimo, że
trochę go nie dopiekła…
A może oni też zauważą, że my nie jesteśmy wcale tacy
źli…
Niech zdarzy się cud, zadziała magia świąt, popychana odrobiną wspólnej, dobrej woli....
Poczujmy się jednością...,
Poczujmy się jednością w ten jeden dzień, a potem może uda się jeszcze kolejne dni, i kolejne..., kto wie....
Niech zdarzy się cud, zadziała magia świąt, popychana odrobiną wspólnej, dobrej woli....
Poczujmy się jednością...,
Poczujmy się jednością w ten jeden dzień, a potem może uda się jeszcze kolejne dni, i kolejne..., kto wie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz