niedziela, 14 lipca 2013

BROSZKA Z KOTA

Broszka z kota, czyli od bezradności do "twórczości"...

Niby się trochę ochłodziło, ale mojemu kotu nie robi to specjalnie różnicy, jak już sobie coś postanowi, to nie ma na niego mocnych.
Nie wiem czy koty się znają na kalendarzu, ale mój najwyraźniej zauważył, że jest lipiec, pełnia lata, więc należy zmienić strój na lżejszy, w związku z tym linieje na potęgę.
Wygląda na to, że zanosi się na długi dystans czasowy, bo sierści ten kocur ma dostatek i nie chodzi tu tylko o jej długość, ale również niestety o ilość.
Toczymy więc wojnę podjazdową; Neon i ja. 
On z premedytacją tarza się po moim dywanie, w kolorze wiosennej zieleni, a ja raczkuję po nim (po dywanie, nie po kocie) z gąbką w ręku i zbieram mozolnie czekoladowy, koci puch.
Niby to jakiś ruch i lepszy taki niż żaden, ale czasami wprowadza mnie ta gimnastyka w parterze, a dokładniej rzecz ujmując, syzyfowa praca, w iście morderczy nastrój.
Dopadam wtedy winowajcę ze złośliwym błyskiem w oku, uzbrojona w szczotkę z metalowych drucików i przy akompaniamencie kocich wrzasków, bynajmniej nie delikatnie, wydrapuję z grzbietu i portek Neona, ile się da niechcianej sierści.
Ostatnio po wyczesaniu z niego kilku niezłych kłębków, zaczęłam się nimi zupełnie bezrozumnie bawić, to jest zgniatać i takie tam..., w pewnym momencie zauważyłam, że robi się z tego coś na kształt filcu i postanowiłam dla żartu coś z tego zrobić.
I tak powstała broszka z kota, niech w końcu i ja coś z tego mam.
Zaręczam, że lepiej wygląda w rzeczywistości niż na zdjęciu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz