sobota, 18 stycznia 2014

JESZCZE O WOLNOŚCI

W związku z tym, że moje "uwięzienie" nadal trwa, tęsknię za wolnością. Choć w tym wypadku jest to wolność odnosząca się do swobodnego śmigania po polach i lasach, ale zawszeć to jakiś jej rodzaj.

I tak pojawiło się niespodziewanie pytanie o wolność w ogóle.
Bo czymże ona jest?
Nawet miałam w tym momencie posiłkować się jakąś definicją zamieszczoną w poważnym miejscu, ale ....


No własnie ale, wszak wszystko na tym świecie jest względne i zależy od punktu odniesienia, więc pewnie i tak samo jest z tą wolnością.
Każdy pewnie ma o niej nieco inne pojęcie.
Dla mnie najkrócej rzecz ujmując, brak wolności to nie móc nigdy więcej czynić tego, co się chce i podporządkowywanie się woli innych.
Ale czy taki stan w ogóle istnieje?

Czy nie jest czasem tak, że wolność absolutna to stan nieosiągalny, i że dotyczyć ona może jedynie wycinków naszych zachowań, i to na krótki czas?

Taki przysłowiowy wybór między jabłkiem, a pomarańczą.
Gdyby pokusić się o zamyślenie się nad wolnością jako taką i sięgnąć do początków naszego istnienia, to okazuje się, że nawet nasze pojawienie się na tym świecie jest jej pozbawione.
Bo czy mieliśmy jakikolwiek wpływ na wybór naszych rodziców? 
Zresztą nie tylko na ich wybór, ale również na sposób w jaki zostaliśmy powołani do życia. Nie zawsze był to przecież czysty akt miłości, połączony z radosnym oczekiwaniem na nasze przyjście.
Idąc dalej tym tropem, dochodzimy do dzieciństwa.
Tu również trzeba było być posłusznym, a wszelkie przejawy wyrwania się spod władzy rodzicielskiej nie były dobrze widziane.
Zakładając, że było się, jak to mówią, dzieckiem w miarę dobrze wychowanym, to słuchało się rodziców niezależnie od tego, czy podobało się nam to, czy nie, a więc nie było się całkowicie wolnym.
Oczywiście nie jest to żadna tragedia i ktoś może stwierdzić, że tak po prostu jest i być musi, a nawet dotyczy to każdego z nas, ale nikt chyba nie zaprzeczy, że pewnych rzeczy, na które mieliśmy ochotę nie wolno nam było robić, a i nie wszystko wolno nam było powiedzieć.
Przyspieszając dochodzimy do momentu wyboru zawodu. 
Wielu z nas miało inne marzenia i inne pojęcie o tym co chcieliby robić w życiu, a wybrali inną drogę, która wydawała się  im bardziej praktyczna, dająca lepsze widoki na utrzymanie się w przyszłości. 
Na ten wybór miały również wpływ tradycje rodzinne, czy o zgrozo wybory naszych rówieśników.
Mając określone zdolności, podejmuje się decyzje, korzystając ze stosunkowo ograniczonej palety możliwości wyboru zawodu.
A więc znowu nie można być całkowicie wolnym w wyborze, gdyż nie można wybrać wszystkiego, co tylko przyszłoby do głowy.
Gratulacje dla tych, którzy poszli za głosem serca w tych wyborach i tego nie żałują.
Ale i oni podczas studiów, czy późniejszej pracy również byli ograniczani, czy to przez profesorów, czy potem zwierzchników.
Nawet praca na tak zwany własny rachunek nie czyni wolnym, bo ograniczają nas zasady prawa (a przede wszystkim Urząd Skarbowy).
Nawet najbardziej idealny zawód podlega ograniczeniom zewnętrznym.
Na przykład gdybym była niezależną pisarką - musiałabym się wszak podporządkować oczekiwaniom i gustom czytelników. 
A jak to się ma do naszych chęci zawarcia związku małżeńskiego?
Większość osób powie, że nikt nie jest wstanie wpłynąć na ich decyzje w tym względzie.
Ale przecież jest wiele ludzi pośród nas, którzy nie nadają się czy to fizycznie, czy duchowo do zawarcia takiego związku i to wiedząc o tym. 
Podobnie, jak i wielu jest takich, którzy wprawdzie czują się do tego powołani, lecz mimo uporczywych poszukiwań nie znajdują odpowiedniego partnera.
No więc czy zawsze możemy swobodnie zdecydować co do wyboru naszego stanu?
Wiele zależy również od tego w jakiej się jest sytuacji.
Nie każdy też ma szansę poznać kogoś odpowiedniego i nie każdy dostrzega w małżeństwie najbardziej idealny stan na ziemi. 
Bo tutaj trzeba dostosować się do określonego człowieka, a być może nawet podporządkować się mu,  i to pomimo wszelkich nowoczesnych teorii o równouprawnieniu partnerów.
Bo tutaj decydują predyspozycje i skłonności.
A jeśli dochodzi do rozstania w związku, to czy mamy wpływ na to, czy ukochana osoba nas porzuci, nawet jeśli bardzo ją kochamy?
Jeśli będzie chciała odejść, odejdzie mimo naszej miłości, a jeśli ją zmusimy do zostania szantażem emocjonalnym, to obydwoje zostaniemy w efekcie więźniami naszych strachów.
Weźmy bardziej prozaiczny przykład; zwykły dzień naszego życia.
Czy wstając rano, jest się wolnym w wyborze tego, co nas dzisiaj może lub powinno spotkać?
Czy też przeciwnie, wciąż na nowo zaskakują nas okoliczności, których nie przewidzieliśmy, i chcąc nie chcąc, tak czy inaczej, musimy na nie zareagować?
Nigdy niestety nie jest się na tyle wolnym w swoich decyzjach, na ile byśmy chcieli.
Może tylko wówczas kiedy mówimy prawdę, bo zgadzam się w pełni ze zdaniem - Tylko prawda nas wyzwoli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz