czwartek, 30 stycznia 2014

NIE MA JAK PIERSI

Fascynujące, jak biust, zwłaszcza ten nieco większy działa na mężczyzn. 
Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że niektórzy z nich, mają na jego punkcie całkiem niemałą obsesję.

I to nie jest oczywiście żadne, moje wiekopomne odkrycie, bo to, że mają oni hopla na punkcie damskich piersi jest udowodnione naukowo już od bardzo dawna.



Ale teraz, doznałam tego olśnienia na własnej osobie, a raczej na własnym zdjęciu.
Na jednym z portali, zamieściłam moją podobiznę, w całkiem (moim zdaniem) skromnej koszulce do biegania. 
Koszulka luźna, dekolt owszem sporty, ale nie żeby mi się tam coś wymykało niesfornie na zewnątrz, wzorem Janet Jackson. 

O nie, nic z tych rzeczy.

Mimo to, paru zainteresowanych cielesnymi walorami panów, dopatrzyło się tego, co skrywała szara bawełna otulająca me skromne ciało.
To mnie zadziwiło i zasmuciło, bo starałam się błyskać intelektem, a okazało się, że błyskam  tylko cycuszkami, mimo, że zakrytymi.
Ok, niby normalne, że biust działa na facetów, ale jak mi było dane doświadczyć na tym samym portalu, działa, co było już mniej miłe, również na kobiety.
W przypadku mężczyzn sprawa jest jakby oczywista.
Tumanieją i tyle.
Tak jakby sutki wbijały się im w płaty czołowe, niczym dwie łyżeczki do grejpfruta i wyskrobywały wszystkie zdolności poznawcze.
Ale żeby było to powodem zaczepek ze strony kobiet, tego się nie spodziewałam.
Co prawda to nic nowego, że my kobiety często uzależniamy poczucie własnej wartości od naszego wyglądu i lubimy rywalizować na tym polu ze sobą, jednocześnie udając, że jesteśmy ponad to.
Jednak, i tu narażę się feministkom, nie winię za to mężczyzn, bo jakby się nad tym głębiej zastanowić i przewertować choćby pisma skierowane do kobiet, zobaczymy, że to głównie kobiety, w tym wypadku panie stylistki, promują  prowokujący wizerunek swojej płci.
Kobieta nie musi być mądra, nie wystarczy, że będzie uchodziła za zadbaną - ona musi być seksowna!
Więc czy można żądać od mężczyzn by inaczej na nas zaczęli patrzeć, skoro, kobiety same nie chcą zmian.
Czy jesteśmy skazane na kuszenie biustem i tyłkiem przez siebie same?
A to zaczyna się już we wczesnej dziewczyńskiej młodości, w momencie kiedy przód zaczyna się różnić pleców, a ta ewidentna różnica zaczyna wzbudzać zainteresowanie kolegów z klasy.
Jak wtedy reagują na to psiapsiółki?
Wyżywają się na niej.
Dlaczego?
Bo zazdroszczą, że przyciąga uwagę chłopców, a one, pozostając na etapie deski, zaczynają się czuć gorsze.
I co głupie i niesprawiedliwe, wyżywają się tylko na niej, choć dziewczynina nic nie może poradzić na to, że jej ciało dojrzewa.
Jest to nienawiść w stanie czystym.
Mimo, że same chętnie by co nieco uwypukliły, to będą krytykować u "konkurentki" to, czego im natura poskąpiła.
W dorosłym życiu, w tak zwanej pracy, kobiety na ogół (z wyjątkiem asystentek) wolą ubierać się raczej skromnie, i to nie ze względu na namolnych współpracowników płci przeciwnej, lecz z powodu kobiet.
Z powodu tego, jak potraktują je "koleżanki".
Bo patrząc na "biuściastą", zwłaszcza taką, co na dodatek awansowała, komentują jej osobę jednoznacznie - No tak, wszystko jasne, dostała stanowisko dzięki cyckom.
Proste?
Proste, choć niekoniecznie prawdziwe.
Czy źródłem tej animozji jest drzemiąca zazdrość, nieuzasadnione poczucie własnych braków w tym względzie, czy może niesłuszne utożsamianie biustu z głupotą?
Z każdego punktu widzenia nie jest to nic pozytywnego.
A przecież kobieta z dużymi piersiami ma je, i już. Ma je tak jak uszy, czy usta i co najważniejsze tak jak mózg.
Z drugiej strony, uważam, że należy wykorzystywać swoje wszystkie atuty i robić z nich użytek jeśli działają na naszą korzyść.
I nie ma nic złego w tym, że świadoma swojej urody kobieta korzysta z niej w mądry sposób.
Mężczyźni wszak, w miarę swoich możliwości robią to samo, prężąc muskuły (jeśli je oczywiście mają), wciągając brzuchy i zaczesując łysiny.
To chyba tkwi gdzieś głęboko w ludzkiej naturze, że korzystamy wielokrotnie w naszym życiu z walorów zewnętrznych dla osiągnięcia swoich celów, mimo, że kłóci się to jednocześnie z naszymi poglądami i chęcią, aby ceniono nas za coś więcej, niż tylko za ciało.
Ale jak mamy uzewnętrznić naszą prawdziwą wartość przy pierwszym spotkaniu, jeśli przyzwyczailiśmy się cenić wnętrze po opakowaniu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz