Od pewnego czasu zawzięłam się i czytam Biblię, bo mam wewnętrzne przekonanie, że jako chrześcijanka powinnam to zrobić przynajmniej raz w życiu.
Więc czytam, choć bardziej pasuje tutaj stwierdzenie, że staram się przebrnąć przez z nią, czytając mozolnie fragment po fragmencie.
Nie wiem skąd we mnie ten opór, może siedzi we mnie jakiś diabeł?
Oczywiście mogłabym szybko się z tym rozprawić, czytając stronę po stronie, jak każdą inną książkę, ale nie o takie czytanie mi chodzi.
Staram się wejść" w tekst, zrozumieć jego przesłanie i wyciągnąć z niego osobiste wnioski.
Z jednej strony trochę to sobie utrudniłam, bo robię sobie po drodze pewnego rodzaju notatki, zawierające odnośniki do tekstu, a także moje spostrzeżenia i skojarzenia, a z drugiej strony, taki sposób pozwala mi na głębsze zastanowienie i bliższe dotknięcie Słowa.
Pewnie powinnam posiłkować się przy tym analizami uczonych w piśmie, których jest przecież sporo, ale tego nie robię.