poniedziałek, 8 września 2014

STRACH MA SZYBKIE NOGI


I sama się o to prosiła!
Tak wszak się mówi o kobietach, którym zdarzyło się coś złego ze strony mężczyzn.
Zresztą ja też podobnie komentowałam sytuacje, w których samotna kobieta maszerowała po jakiś zapomnianych przez Boga miejsca.
- I gdzie to lezie, czy już w ogóle rozum takiej odjęło?
Ano właśnie - gdzie?
Nie miała baba kłopotu, polazła sobie do lasu...
I to nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, bo głupota nie boli, tylko trzyma jak rzep.
Ta baba, to oczywiście ja!
Od czasu mojej kontuzji, niestety już nie biegam, mam jakąś blokadę, boję się, że znowu mi się zerwie mięsień i nie wrócę o własnych siłach do domu.
Przerzuciłam się więc całkowicie na kijki, choć nie wiem czy one mnie ochronią, bo "zaiwaniam" z nimi jak Justyna Kowalczyk, ale zawsze, w razie czego, mogę się nimi podeprzeć i dokuśtykać do cywilizacji.
Do cywilizacji, bo większość mojej trasy to raczej miejsca "bezludne"; w większości łąki i piękny, cudownie pachnący las.
Dzisiaj, po nocnej burzy, było tak rewelacyjnie, tak upojnie, że byłam po prostu odurzona świeżością i otaczającymi mnie zewsząd zapachami. 
Zupełnie odpłynęłam, był tylko las i miarowy krok - całkowity trans...
Wyłączyłam się do tego stopnia, że zupełnie zaskoczył mnie nagle wyłaniający się spoza moich pleców szary seat.
Jak on się tam zmaterializował i skąd, nie mam pojęcia, tym bardziej, że ścieżka nie była najszersza, i nie jest to przecież trasa dla samochodu...
Dość, że nie tylko zepchnął mnie między drzewa, ale wyprzedziwszy mnie nagle się zatrzymał parę metrów przede mną...
Oczy mi się zrobiły jak spodki i szybko wyhamowałam, kiedy drzwi auta się otworzyły i wysiadł z niego kierowca, który natychmiast zaczął odpinać pasek od spodni.
Jedno mu muszę przyznać - był szybki; zanim się ogarnęłam z szoku, już miał penisa na wierzchu. Nawiasem mówiąc, żadna rewelacja; niewielki i całkiem kaput.
Ma się rozumieć, że nie czekałam na dalszy rozwój sytuacji z rozdziawioną gębą podziwiając widok, ale zrobiłam zwrot o 90 stopni i ruszyłam pędem między drzewa, licząc na to, że nie będzie mnie gonił z rozpiętymi spodniami i powiewającym przyrodzeniem, no i że nie zostawi otwartego samochodu.
Zresztą dostałam takiego przyspieszenia, że aż szkoda, że nikt nie włączył stopera, a przynajmniej tamten facet, bo dla mojego serca byłoby na pewno lepiej, żeby zamiast penisa wyciągnął stoper.
Doskonale znam ten las, więc po zrobieniu małego kołeczka byłam znowu na szlaku, tym razem wzdłuż szosy, co mi dało przez chwilę pewne poczucie bezpieczeństwa. Niestety nie na długo, bo szary seat pojawił się znowu; przejechał wolno obok mnie, ale się tym razem nie zatrzymał.
Przyznam, że skóra mi nieco zwilgotniała, ale zaraz pomyślałam sobie, że to pewnie przypadek, bo przecież pojechał dalej, a ja niepotrzebnie panikuję. Jednak nie zwalniałam tempa chcąc wydostać się jak najprędzej na bardziej uczęszczany teren.
Oddech mi się powoli wyrównywał i zaczęłam już podejrzewać, że wpadłam chyba w lekką paranoję, gdy seat pojawił się znowu...
Najwyraźniej postanowił mnie straszyć, bo nie podejrzewam, aby jazda w tę i z powrotem na tym odcinku była jego hobby.
Nie muszę chyba dodawać, że naprawdę się wówczas wystraszyłam, ale na szczęście w tym momencie dotarłam do głównej drogi, na której nie tylko śmigały auta, ale i rowerzyści.
Może nadmiernie sobie to wszystko wyolbrzymiłam i sama napędziłam sobie stracha, i że to był "tylko" zwykły ekshibicjonista, ale faktem jest, że to moje samotne plątanie się po lesie, bezpieczne tak całkiem nie jest i przydałby mi się jakiś brytan u boku.
Pech chciał, że mam tylko pokojowego kota, a on raczej ani wyjściowy, ani obronny nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz