piątek, 26 września 2014

METAMORFOZY

Uwielbiam oglądać babskie programy w telewizji; szczególnie takie, które pokazują jak to z Kopciuszka, paroma magicznymi machnięciami, można stworzyć Księżniczkę.
Mówię tu o "malowankach z przebierankami", a nie o tych spektakularnych przemianach spod igły i skalpela, bo to już inna para kaloszy. 
Zawsze podziwiałam osoby, które na to się decydują; bo to musi być nie lada odwaga (albo parcie za wszelką cenę na szkło), aby tak obnażyć się przed wielomilionową publicznością.
Kobitki nie tylko wystawiają pod okrutny, telewizyjny reflektor swoją twarz, ale także rozbierają się do rosołu; zrzucając bez krępacji wszystkie swoje pióra, a także pokazując pełną kolekcję osobistych wałeczków, często okraszoną cellulitem.
Finał takiej metamorfozy bywa różny, ale one wyglądają na zadowolone.
Ciuchy jak ciuchy, moim zdaniem nie zawsze są szczęśliwie dobrane do figury, ale makijaże i fryzury na ogół skutecznie ratują całość.
Zastanawiam się, czy ta bajka, czasami nie kończy się niestety na jednorazowym pokazie w błysku fleszy...
Bo czy ta dotychczas "zaniedbana" kobieta, będzie potrafiła samodzielnie wykonać, przed własnym lustrem, ten cudownie odmieniający jej twarz, profesjonalny makijaż?
A co z fryzurą, kiedy następnego dnia wstanie z łóżka, a co za kilka dni, czy za miesiąc?
O nowych ciuchach, które teraz by należało zakupić,  już nie wspomnę...
Dobry wygląd niestety kosztuje i wymaga współpracy ze specjalistami, i to wysokiej klasy..., a do programu, przeważnie przychodzą przecież tak zwane kobiety po przejściach i to niezbyt dobrze sytuowane...
Wszystkie na początku zwierzają się ze swoich problemów, płaczą; przechodzą swoiste, "publiczne katharsis".
A za chwilę, po przemalowaniu i zmianie ciuszków, stwierdzają, że stały się innymi kobietami!
Cud!
Czyżby lekarza, czy psychoterapeutę, mieli teraz zastępować styliści i fryzjerzy?
W sumie, może to nawet dobrze; koszt podobny, a efekt dodatkowo przyjemny dla oka.
Wiem, wiem; jestem złośliwa!
Złośliwa, ale szczera..., bo niestety nie wierzę w trwałość efektu tych metamorfoz...
Ale dobre i to, że miały swoje pięć minut i pozostanie im trochę fajnych wspomnień; jak Kopciuszkowi z balu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz