poniedziałek, 29 września 2014

WIELE ZNACZEŃ JESIENNEGO DNIA

Uwielbiam takie dni jak dzisiejszy...
Pełne słońca, ale nie upalne, skąpane w ciepłych, soczystych kolorach jesieni...
Od razu bardziej siebie lubię, zapominam o niedogodnościach i kłopotach, zapominam po prostu przejmować się czymkolwiek.
Czuję się dosłownie i w przenośni tak, jakbym wynurzyła się z ciemnego tunelu ku światłu.
W takie dni, cieszy mnie dosłownie wszystko, nawet zakupy na pobliskim bazarku.

Czy to nie cudownie, móc brać do ręki rumiane jabłka, fioletowe śliwki; wąchać ich zapach i wkładać po kolei do koszyka, tworząc z nich barwną kompozycję...?
Dokładam do tego soczyste, czerwone pomidory, bukiet ciemnozielonej pietruszki i opasłą, biało - różową główkę czosnku.
I mam gotowy - kolorowy zawrót głowy!
W tym aromatycznym nastroju, przystąpiłam do zarabiania ciasta, na mój pierwszy po długiej przerwie domowy chleb...
Kiedy po mieszkaniu zaczął rozchodzić się z piekarnika jego zapach, a ja wpadłam w błogostan, z samozadowolenia wyrwał mnie przenikliwy dźwięk domofonu...
- Mogę na chwilę? Muszę z kimś pogadać - usłyszałam zapłakany damski głos.
Muszę z kimś pogadać...
To zdanie ma wiele znaczeń i zawsze niesie za sobą morze treści i emocji. Emocji, których nie potrafimy zachować dla siebie, które musimy koniecznie wyrzucić w przestrzeń, w obecności drugiego człowieka.
Po co to robimy?
Czy potrzebujemy rady, utwierdzenia się w postanowieniach, czy tylko chodzi nam o pozbycie się balastu nagromadzonej , negatywnej energii?
Chcemy aby ktoś nas tylko wysłuchał i aby był po "naszej stronie"?
Czy po tak ekstremalnych uczuciowo wypowiedziach, można być w ogóle po jakiejkolwiek stronie?
Szczególnie jeśli chodzi o sprawy z rodzaju tych damsko - męskich?
Cóż można poradzić kobiecie, która odeszła od męża, twierdzi, że dalsze życie z nim, nie ma już dla niej najmniejszego sensu, a jednocześnie zastanawia się, czy mimo wszystko nie wrócić do niego i nie spróbować zacząć wszystkiego od nowa?
Z drugiej strony marzy o tym, aby poznać kogoś innego. Kogoś, kto by ją zauroczył, kto by o nią zabiegał, kto sprawiłby, że czułaby się piękna i młoda, a przede wszystkim znowu pożądana.
A kto by tak nie chciał?
To piękna bajka...
Tyle, że ta bajka, to tylko cześć opowieści zwanej wspólnym życiem i to wcale nie jej najlepszy fragment...
Życie z kimś to nieustanny poligon, a czasem i prawdziwa wojna. Każdy konflikt jest inny i powstaje na podłożu różnych przyczyn, znanych tak naprawdę, tylko jego stronom, dlatego każdy musi sam być swoim strategiem i sam podejmować w decyzje.
Wiadomo też, że dobrymi radami, to tylko piekło jest wybrukowane. Z tego też powodu, nie udzielam w takich sytuacjach, żadnych wskazówek, ani pouczeń.
Oczywiście, na bazie moich osobistych doświadczeń, mam akurat w tym względzie jakieś przemyślenia, jednak są one zdecydowanie subiektywne.
Moim zdaniem, powroty rzadko się sprawdzają.
Przecież jeśli się odchodzi, to odchodzi się chyba z jakiegoś powodu, a po powrocie, wszystko to od czego się uciekało, będzie nadal, będzie czekało i straszyło...
Trzeba mieć dużo siły, aby się z tym ponownie zmierzyć, w najlepszym wypadku może dojść do pewnego rodzaju zawieszenia broni.
Gdyby nawet to się udało, to mogę się założyć, że przy pierwszej, lepszej okazji i tak wszystko pójdzie w diabły, a to, co niby już zostało zakopane, znów wylezie na wierzch i to z o wiele większą mocą rażenia.
Mogę powiedzieć z całą pewnością, że wszelkie takie pojednania są stanowczo przereklamowane!
Ale my kobiety, lubimy marzyć, lubimy szczęśliwe zakończenia, znajdujemy więc tysiące powodów, aby umocnić się w decyzji podjęcia następnej, utopijnej próby pogodzenia wody z ogniem.
Ale nim otrzemy łzy i usłyszymy kolejne zapewnienia, że teraz to już wszystko będzie dobrze, to to, co doprowadziło konfliktu, już się znowu zakotłuje.
Dlatego, jeśli postanawia się mimo wszystko, być nadal razem, to trzeba liczyć się z tym, że wcale nie będzie łatwiej niż przedtem...
Myślę, że lepiej zbyt wiele nie oczekiwać, a tym bardziej tego, że ta druga osoba, nagle, jak za sprawą cudownej różdżki się zmieni.
Według mnie, nie jest to w ogóle możliwe. Można oczywiście spróbować popracować nad sobą (nie nad kimś!), ale to iście syzyfowa praca.
To straszne, ale jesteśmy, jacy jesteśmy; wszyscy mamy wady i zalety, które nie pozostawiają nam wyboru. Musimy się wzajemnie zaakceptować, albo niestety rozstać jeśli jeszcze chcemy trochę pożyć, w dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym.
Ufff!!!
Jakże się cieszę, że nie mam już takich problemów, i że zaprzyjaźniłam się z losem.
Teraz, jeśli ufam, to tylko sobie, a to niestety nauczyło mnie wymagania od siebie o wiele więcej niż kiedyś.
Co najdziwniejsze, czuję się teraz "spokojna i bogata"; choć bywają dni, że nie mam ani grosza w kieszeni i aby poczuć ciepło, muszę się przykryć kocykiem.
Na szczęście dzisiaj kocyk nie jest mi potrzebny, bo grzeję się jak kot, w promieniach jesiennego słońca...
Mogę nawet pomruczeć....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz