poniedziałek, 15 września 2014

ODSTAWIAM KIJASZKI

Zajrzałam jak co rano, na Facebook`a i zzieleniałam z zazdrości, bo mój znajomy zaliczył właśnie trzeci maraton, czym nie omieszkał się pochwalić.

Jest oczywiście czym, bo to nie lada wyczyn, zwłaszcza kondycyjny. 
Byłabym cała w skowronkach, gdyby i mi się to kiedyś udało, i to bez względu na wynik czasowy.
Póki co, telepię się po moich ścieżkach z kijkami.
Co prawda lepsze to, niż zaleganie na kanapie przed ekranem telewizora, ale co tu mówić; nie do końca mnie satysfakcjonujące.
Tak mnie ten ukończony przez Sebastiana maraton zdopingował, że postanowiłam przełamać swój strach przed ponowna kontuzją i znowu zacząć biegać.
W końcu od kontuzji minęło już parę miesięcy i pora się ogarnąć!
Zostawiłam więc kijaszki w garderobie i ruszyłam w trasę...
Okazało się, że nie wystarczy powiedzieć sobie - Teraz biegnę!  - Ale trzeba jeszcze móc pobiec!
Wydawałoby się, że nordic walking angażuje te same partie mięśniowe, ale jednak nie!
Mimo, że zaczęłam asekuracyjnie, bo od lekkiego truchtu, nagle poczułam, że mam znowu łydki, zwłaszcza prawą (co mnie nieco zaniepokoiło).
Ale zawzięłam się i zrobiłam 12 km!
Tempo kiepskie, bo przerywane niestety od czasu do czasu marszem, ale dałam radę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz