czwartek, 22 listopada 2012

ŻEBY BYŁ...KTOŚ

Dochodzę do wniosku, że „szukanie” w sieci potencjalnego partnera to jedno wielkie nieporozumienie. W tym wypadku oszukiwanie samego siebie to raczej delikatne stwierdzenie.
Samo słowo „szukanie” narzuca już od początku konkretne zachowania; jeśli szukanie to zazwyczaj, czegoś konkretnego, a więc o sprecyzowanych wcześniej cechach.
A jak tutaj doszukać się jakichkolwiek cech, jeśli dochodzi do spotkania po kilku, albo i w gorszym przypadku po jednym mailu
Są to swoiste randki w ciemno, które mogą po kilku nieudanych podejściach zniechęcić do wszelkich działań w tym kierunku.
Z drugiej strony nawet najdłuższa korespondencja też nie da gwarancji, że to właśnie ta osoba, ponieważ można spotkać po drugiej stronie kabla po prostu kłamczucha i ściemniacza na wielką skalę.

BITA ŚMIETANA I ...SEKS

Jestem strasznie biedna; dosłownie i w przenośni. Z tego mojego chorowania zabrakło mi dzisiaj chleba, ale mój Anioł Stróż nade mną czuwał, a może nie tylko on… w końcu taki Stróż nie jedno może mieć imię…
Zadzwoniła do mnie koleżanka z zapytaniem czy nie mam jeszcze gdzieś w czeluściach mojego komputera materiałów z filozofii… i czy nie mogłaby do mnie wpaść na chwilę.
Co prawda nie byłam w tak zwanym stanie oglądalno –towarzyskim, ale lampka mi się zapaliła…, że oto nadchodzi ratunek.
„Nieszczerze” udałam radość ze spotkania i poprosiłam o zrobienie drobnych zakupów po drodze. Zakupy przybyły w postaci Ani, chleba i bitej śmietany…, co było w tej sytuacji wystarczającą rekompensatą za trud podejmowania gościa.

NIKT


Siedzę zawinięta w kocyk, z szalikiem na szyi, kaszlę i smarkam…, tragedia. 
Optymizm schował się w garderobie w stosie rozrzuconych ubrań, których mi się nie chce podnieść z podłogi. Ale bez obaw, przyjdzie czas, to się go wypuści na wybieg, a na razie będę marudzić, co niczym nowym nie będzie.
W tym momencie poczułam się zadowolona i nawet się uśmiechnęłam, ponieważ uwielbiam moje marudzenie w sieci; bez specjalnych ograniczeń i konsekwencji.
Uwielbiam być NIKIM.
No dobrze, teraz będę już poważna i wejdę w moje czarne tory.
No,bo ja tu sobie tak siedzę, niby na pierwszy rzut oka wszystko mam na miejscu, ale tak naprawdę to wielka ściema. Pozoranctwo na wielką skalę…

SMUTNO MI

Z Neonem nie jest dobrze; co prawda nie jest połamany, ale prawdopodobnie odniósł jakieś obrażenia wewnętrzne i z tego szoku mu się pomieszało w głowie.
Mało się rusza; w zasadzie cały czas leży na boku i ciężko oddycha. 
Nic nie zjadł, ani nie wypił…
Nie chce do mnie się nawet zbliżyć, a dotychczas nie opuszczał mnie na krok. 
Może wydaje mu się, że to ja go zrzuciłam z balkonu?
Martwię się…
Nie mogę nic zrobić, czuję się taka bezradna…

A JA IM ZAZDROSZCZĘ

To nie jest jakiś makabryczny żart z mojej strony, kiedy mówię, że zazdroszczę śmierci Marii i Lechowi Kaczyńskim. Zazdroszczę im w pozytywnym sensie, jeśli zazdrość można uznać za coś pozytywnego, ale nie znajduję w tej chwili innego wyrazu.
Zazdroszczę im, że potrafili się kochać nieprzerwanie przez 32 lata i darzyć się szacunkiem.
Zazdroszczę im, że nigdy nie wstydzili się okazywać tego uczucia…
Potrafili też pięknie mówić o miłości;
Lech Kaczyński: „Miłość to przywiązanie. To chęć dawania drugiej osobie jak najwięcej dobra”
Maria Kaczyńska: „Miłość to głębokie uczucie, takie, które zagarnia człowieka całego”
Zazdroszczę im, że odeszli z tego świata razem… 
Tak jak żyli…

KOT NIETOPERZ I PALPITACJE SERCA

Że ja nie dostałam zawału to chyba zadziałał mój Anioł Stróż…. 
Nadal nie mogę dojść do siebie. Siedziałam sobie w pracowni, wpatrując się w blejtram i szukając właściwego odcienia farby, gdy nagle poczułam się nieswojo. Właściwie nie za bardzo mogłam określić rodzaj napięcia, jaki mnie opanował.
- Zrobię sobie herbatkę z malinami – pomyślałam – czas na przerwę…
Poszłam do kuchni i ale czegoś mi jakby brakowało; NEON… - przemknęła mi przez głowę myśl– on nigdy nie odpuszcza mojego pobytu w kuchni. 
Zajrzałam do sypialni czy czasem nie wyleguje się na moim łóżku, ale go tam nie było, weszłam do salonu… Pusto… Gdzie on się schował? 

NIE WIERZĘ IM

Co takiego w człowieku siedzi, że nie docenia nigdy dobrych, prawych ludzi, kiedy ma ich obok, kiedy żyją?
Co więcej z upodobaniem się ich opluwa i wyśmiewa, a wygłasza peany o obłudnych i „cwanych”jednostkach.
Po śmierci nagle, w jakiś pozostający na granicy cudu sposób nagle otwierają się oczy, które były cały czas otwarte ale niewidzące.
Nagle wszyscy wiedzą, że odszedł prawy, szlachetny człowiek…, ale dopiero wtedy.
Jakie to przykre…

TYLKO, SZCZUPŁE, PIĘKNE I MŁODE

Parę dni temu wpadł mi artykuł , w którym autor użala się nad Piercem Brosmanem i nie może wyjść z podziwu nad wypowiedziami aktora na temat jego żony.
Pierce, bowiem oświadczył, że nadal jest zakochany w swojej żonie i chce, żeby tak pozostało aż do śmierci. Wszystko „może” by było dobrze, nawet to „do śmierci” dałoby się przełknąć, ale nie w takiej sytuacji!!!
Żona aktora jest, bowiem GRUBA, więc jak można kochać takiego wieloryba, to nie do pojęcia… i dodajmy, że już NIE NAJMŁODSZY ten wieloryb niestety.

NIE ŻAŁUJMY SOBIE NAWZAJEM SŁÓW

Czy milcząc można wyznać komuś to, co się czuje?
Pewnie jest na to kilka sposobów; poprzez „zabicie smoka”, dotyk, pocałunek…, seks…
To wszystko jest możliwe, ale dopiero na dalszym etapie znajomości i jest jakby fizycznym dopełnieniem miłości. Miłość jednak nie przychodzi do nas poprzez ciało, ale poprzez duszę, albo umysł, jak kto woli. 
Miłość na swoim początku karmi się spojrzeniem i słowem…
Mogą to być oczywiście słowa mówiące tylko o miłości, ale mogą to też być słowa miłości pełne…
Nie do każdego mówimy przecież tak samo, w zależności od stopnia bliskości, nabierają one innego znaczenia; mogą otulać i pieścić, mogą też tylko przemykać jak wiatr nic nieznaczący dla nikogo.

CO Z TYM ZAMOTANIEM?

Lubię czytać to, co piszą ludzie w sieci, i nie chodzi tu wyłącznie o blogi, ale nawet o czaty, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego, niektórzy wybierają „zamotany” sposób pisania.
Nie rozumiem, pewnie dlatego, że być może nie doskakuję do ich poziomu, ale naprawdę staram się odcyfrować w miarę posiadanych możliwości intelektualnych, skomplikowane esy floresy, które prawdopodobnie kryją w sobie jakąś myśl, którą autor chciał przekazać.
Tylko, dlaczego nie została ona napisana tak po prostu?
Przecież, kiedy spotykamy się z kimś, rozmawiamy normalnie, a nie za pomocą dziwosłowów i dziwotworów. Czasami zaczynam podejrzewać, że to rodzaj dowartościowania się, pokazania siebie jako osoby na wyższym poziomie niż inni.
Moim zdaniem doskonałość tkwi w prostocie, ale mogę nie mieć racji…