Dochodzę do wniosku, że „szukanie” w sieci potencjalnego partnera to jedno wielkie nieporozumienie. W tym wypadku oszukiwanie samego siebie to raczej delikatne stwierdzenie.
Samo słowo „szukanie” narzuca już od początku konkretne zachowania; jeśli szukanie to zazwyczaj, czegoś konkretnego, a więc o sprecyzowanych wcześniej cechach.
A jak tutaj doszukać się jakichkolwiek cech, jeśli dochodzi do spotkania po kilku, albo i w gorszym przypadku po jednym mailu?
Samo słowo „szukanie” narzuca już od początku konkretne zachowania; jeśli szukanie to zazwyczaj, czegoś konkretnego, a więc o sprecyzowanych wcześniej cechach.
A jak tutaj doszukać się jakichkolwiek cech, jeśli dochodzi do spotkania po kilku, albo i w gorszym przypadku po jednym mailu?
Są to swoiste randki w ciemno, które mogą po kilku nieudanych podejściach zniechęcić do wszelkich działań w tym kierunku.
Z drugiej strony nawet najdłuższa korespondencja też nie da gwarancji, że to właśnie ta osoba, ponieważ można spotkać po drugiej stronie kabla po prostu kłamczucha i ściemniacza na wielką skalę.
Z drugiej strony nawet najdłuższa korespondencja też nie da gwarancji, że to właśnie ta osoba, ponieważ można spotkać po drugiej stronie kabla po prostu kłamczucha i ściemniacza na wielką skalę.