Że
ja nie dostałam zawału to chyba zadziałał mój Anioł Stróż….
Nadal nie
mogę dojść do siebie. Siedziałam sobie w pracowni, wpatrując się w
blejtram i szukając właściwego odcienia farby, gdy nagle poczułam się
nieswojo. Właściwie nie za bardzo mogłam określić rodzaj napięcia, jaki
mnie opanował.
- Zrobię sobie herbatkę z malinami – pomyślałam – czas na przerwę…
Poszłam
do kuchni i ale czegoś mi jakby brakowało; NEON… - przemknęła mi przez
głowę myśl– on nigdy nie odpuszcza mojego pobytu w kuchni.
Zajrzałam do
sypialni czy czasem nie wyleguje się na moim łóżku, ale go tam nie było,
weszłam do salonu… Pusto… Gdzie on się schował?
Pochrzęściłam papierkiem,
co było zawsze dla niego sygnałem, że dostanie swojego ulubionego
kociego kabanosika… Nic… Cisza…
A… pewnie siedzi na balkonie i jak zwykle obserwuje ptaki – powiedziałam do siebie.
Ale na balkonie było pusto…
Zdjęta złym przeczuciem wychyliłam się za barierkę; cztery pietra niżej leżała na betonie kupka czekoladowej sierści…
Wpadłam
w panikę, zapomniałam, że mi brakuje oddechu, że mam maseczkę na twarzy i
pognałam z rozwianym włosem, zostawiając otwarte drzwi na dół. Chyba
pobiłam rekord na setkę…
Potem bieg dookoła bloku… i zobaczyłam spanikowane żółte ślepki..
Wzięłam
te kupkę nieszczęścia na ręce i zaniosłam do domu… Oboje
przedstawialiśmy dość nietypowy widok dla mijających nas osób, ale to nie
było dla mnie istotne, ważne, że czułam blisko siebie, przytulone i
wystraszone zwierzątko. Czułam jego szybko bijące, małe serduszko…
W domu postawiłam go ostrożnie na podłodze; stulił uszka, miauknął i podreptał do sypialni..
Pod łóżko…
Może jednak wszystko skończy się dobrze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz