czwartek, 22 listopada 2012

MOJE ROZCZAROWANIA

W zasadzie moje życie to pasmo rozczarowań i zawodów, dlatego nie dziwię się mojej obronnej postawie, której efektem jest zupełne zamknięcie się w sobie.
Tylko raz podczas mojego życia czułam się przez kogoś kochana całkowicie i bezwarunkowo…
Może aż raz?
Przecież są ludzie, którzy nigdy nie byli tak kochani…
Wszyscy pozostali, których kochałam. zadali i zadają mi ból, są źródłem mojego rozczarowania, które przeniosło się również i na innych ludzi, być może dlatego nie potrafiłam w pełni cieszyć się miłością kiedy  mnie ona w końcu spotkała.
Zawsze byłam sama wobec problemów, jakie mnie spotykały, nawet jako dziecko. Ze strony osoby, która powinna być dla mnie najbliższa na początku startu w życie spotykałam się z krytyką i byłam traktowana przedmiotowo. Matka nigdy nie interesowała się tym, co ja czuję, czego pragnę; patrzyła na mnie przez pryzmat własnych życzeń i potrzeb. Nie ufałam jej i tę nieufność przeniosłam w późniejszym życiu na innych ludzi. Bałam się okazać i im moje uczucia, bałam się odtrącenia.
Dorastałam nie mając w nikim oparcia, zdana tylko na siebie.
Wyszłam za mąż, a głównym powodem tego kroku nie była ciąża, (choć w niej byłam), ale możliwość ucieczki od huśtawki emocjonalnej, jaką miałam w domu zafundowaną przez matkę. Wydawało mi się, że Leszek da mi to, za czym tęskniłam; spokój i wsparcie…, no i miłość.
Niestety pomyliłam się, a może miałam tylko pecha? Kolejny zawód; może nawet największy w całym moim życiu, bo ufałam i wierzyłam w niego bezgranicznie. 
Ale to było…, choć może całkiem nie minęło.
Kolejna porażka to moi synowie; ale tę sprawiłam sobie już sama niestety. Nie potrafiłam ich tak wychować, aby umieli dostrzec miłość tam gdzie jest i obłudę tam gdzie jest…, wybierają łatwiejszą drogę, przyjemniejszą, nie wiem jak to określić…
Bardzo boli mnie to, że, mimo, że ich ojciec mnie skrzywdził, potraktował jak zużyty sprzęt i oddalił jak służącą z domu, oni wolą jego. Mam nawet wrażenie, że wraz z upływem czasu są skłonni obarczyć winą za rozpad rodziny właśnie mnie. Za chwilę w ogóle o mnie zapomną, a najlepszą ich przyjaciółką będzie nowa kobieta ich ojca.
Przykre to, ale cóż… Milczę jak zawsze, nigdy nie potrafiłam walczyć o swoje, a o uczucia to już zupełnie.
Niech będą szczęśliwi, moje życie i tak już długo nie potrwa. Czasami mi smutno i czuję ogromną pustkę; nie potrafię żyć tak jak teraz żyję.
Nie mam pracy, a więc, co za tym idzie znajomych, żyję jak w pustelni, w zasadzie to odzwyczaiłam się od kontaktów z normalnymi ludźmi. Jedyna osoba, która widuję to moja matka, ale to akurat jest dla mnie trucizną, którą zażywam powoli acz skutecznie…
Jestem w sytuacji bez wyjścia zasadzie to teraz jest to samotne czekanie już tylko na śmierć, na którą nie jestem jeszcze gotowa….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz