Zawsze
angażuję się w 100% procentach we wszystko, co robię i to bez wyjątków.
Wszystko albo nic – to jedno z moich ulubionych powiedzonek.
No i mam za swoje; od trzech dni rozciągnęłam swoją stałą trasę do 10 km…
Efekt? Wiadomy…
Zamiast
stopniowo zwiększać wysiłek poszłam od razu na całość, a jeszcze nie
jestem w pełni zdrowa. Na dodatek zamiast te popisy uskuteczniać w najcieplejszym momencie dnia, wybieram blady ranek.
Dzisiaj
ostatnim rzutem na taśmę wdrapałam się do mojego bocianiego gniazda i
padłam ledwie zipiąc na fotel… uratowała mnie woda z miodem, bo pewnie by
mogło być ze mną słabo…
Wiem, wiem, to było mało mądre..
Umęczona
jestem nie dosyć, że fizycznie to i psychicznie, a to wszystko przez
tego wymyślonego przeze mnie lokatora… Przeszukuję sieć w tę i z powrotem
i nic… Zaczyna mi się ten psiak po nocach śnić…
Co
prawda najlepiej bym chciała takiego za 0 zł albo za niewielką sumę, bo
przecież nie mam ambicji, aby to był jakiś hrabia z pocztem przodków na
papierze.
Ma
być średni albo duży i nie starszy niż 1 rok. Ideałem byłby czworonóg wyglądający jak golden albo
owczarek niemiecki długowłosy.
Marzenia marzeniami. a rzeczywistość jest
taka, że psiaki kosztują horrendalne sumy; przynajmniej te
z wielkopolskiego, bo w innych województwach ludziska tak nie szaleją z
cenami. No ale przecież nie pojadę pociągiem po psa na drugi koniec
mojej kochanej ojczyzny,,,
Oj muszę uzbroić się w cierpliwość…, a to nie leży w mojej naturze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz