czwartek, 22 listopada 2012

ZAKWASY I KWASY …TU I TAM

Zawsze angażuję się w 100% procentach we wszystko, co robię i to bez wyjątków. Wszystko albo nic – to jedno z moich ulubionych powiedzonek.
No i mam za swoje; od trzech dni rozciągnęłam swoją stałą trasę do 10 km… 
Efekt? Wiadomy…
Zamiast stopniowo zwiększać wysiłek poszłam od razu na całość, a jeszcze nie jestem w pełni zdrowa. Na dodatek zamiast te popisy uskuteczniać w najcieplejszym momencie dnia, wybieram blady ranek.

Dzisiaj ostatnim rzutem na taśmę wdrapałam się do mojego bocianiego gniazda i padłam ledwie zipiąc na fotel… uratowała mnie woda z miodem, bo pewnie by mogło być ze mną słabo… 
Wiem, wiem, to było mało mądre..
Umęczona jestem nie dosyć, że fizycznie to i psychicznie, a to wszystko przez tego wymyślonego przeze mnie lokatora… Przeszukuję sieć w tę i z powrotem i nic… Zaczyna mi się ten psiak po nocach śnić…
Co prawda najlepiej bym chciała takiego za 0 zł albo za niewielką sumę, bo przecież nie mam ambicji, aby to był jakiś hrabia z pocztem przodków na papierze.
Ma być średni albo duży i nie starszy niż 1 rok. Ideałem byłby czworonóg wyglądający jak golden albo owczarek niemiecki długowłosy. 
Marzenia marzeniami. a rzeczywistość jest taka, że psiaki kosztują horrendalne sumy; przynajmniej te z wielkopolskiego, bo w innych województwach ludziska tak nie szaleją z cenami. No ale przecież nie pojadę pociągiem po psa na drugi koniec mojej kochanej ojczyzny,,,
Oj muszę uzbroić się w cierpliwość…, a to nie leży w mojej naturze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz