Myślę,
że przyszedł właśnie czas, aby podsumować mój pobyt na portalu
Sympatia.pl… Spędziłam tam w sposób aktywny jakiś czas. Spotkałam wielu
ludzi, bardziej lub mniej ciekawych..Indywidualistów…I zwyczajnych
szaraków.
Ku mojemu zaskoczeniu wzbudzali we mnie różne uczucia i emocje.
Mówi
się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie jestem pewna,
czy wyszło mi to miejsce na dobre, ale było to ciekawe doświadczenie.
Zawsze
byłam ciekawa; świata, ludzi, tego, co oni myślą, dlatego też zadawałam
mnóstwo pytań, które nieraz wzbudzały emocje o różnym zabarwieniu. Teraz
to jednak nie ma już znaczenia….
Jedną
z rzeczy, których się nauczyłam to kontrolowanie własnych emocji, nie
pokazywanie ich; co nie znaczy, że mną nie targały i to często…i nie
zawsze nad nimi w pełni panowałam…Wtedy…Pstryk….i już mnie nie było…
Z perspektywy czasu widzę, z jakimi ludźmi miałam do czynienia, jacy byli, jakie maski ubierali….
Zawsze
potrafiłam wyczuwać coś za pomocą intuicji…lub może za pomocą innego
daru…Nie wiem do końca, jakiego…
Czuję innych ludzi, czuję to, co myślą……
Mam
wrażenie, że poprzez wirtualne obcowanie z innymi, ten dar się jeszcze
wyostrzył, zaczęłam rozumieć coś ulotnego, czułam ich wahanie…..Czułam,
kiedy byli słabi…Kiedy byli smutni, czy szczęśliwi… Otwarła się dla mnie
cudowna, nieznana księga…
Poznałam
też trochę siebie, moje reakcje na innych…. Stwierdzam, że okopałam się,
do końca broniłam dostępu do siebie, zamknęłam się w niewidzialnej
fortecy i zgubiłam klucz…..
Pobyt
w tym wirtualnym świecie dał mi możliwość dokonania dość specyficznej
psychoanalizy. Ktoś może powiedzieć, że chyba oszalałam, jeśli uważam, że
net mi w tym pomógł. Może mieć oczywiście rację…
Moje
szaleństwo to właśnie ciągła ucieczka przed samą sobą, krycie się za
zasłoną wyświechtanych frazesów i uśmiechów, oczywistości popartych
cytatami, wiecznym stosowaniem nieprzystających do rzeczywistości
półprawd….
Wszystko,
co tam kiedykolwiek napisałam zawierało jakąś cząstkę mnie…
Niewielką,
ale zawsze…..
Była to zakamuflowana forma wygadania się do wiatru…Pisane
słowa ulatywały w wirtualną przestrzeń…, nie zostawiając śladu, i o to mi
chodziło…..
Krzyczałam….. Ale
tego krzyku nikt nie słyszał…Bo był to krzyk taki jak pod wiaduktem,
kiedy przejeżdża po nim rozpędzony pociąg Intercity….
I to też mi
odpowiadało…
Cóż
mogę dodać jeszcze…..Może tylko to, że ten nierzeczywisty świat, potrafi
zawrócić w głowie, koić i ranić…..A radość i ból są może intensywniejsze
w nim, niż w rzeczywistości, bo potęguje je nasza wyobraźnia i
zastanawianie się nad tym, coby było gdyby….
Gdyby połączyć oba światy…..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz