Najwidoczniej nie jest mi aż
tak wygodnie w obecnej sytuacji jak to próbuję sobie wmówić, a dowodem
na to jest moje ponowne zalogowanie się na wiadomym portalu. Na samym
dnie mojej podświadomości czai się głupia, bo głupia, ale zawsze
nadzieja, że…, że może zdołam się przełamać…
Sama przed sobą niechętnie się przyznaję, że tęsknię za kimś obok, za kimś, kto po prostu będzie i tyle, a może aż tyle…
Na
razie jak to mówią; szału niema. Z mojej strony też wszystko jakby po
staremu, to znaczy; chciałabym, ale nie do końca, bo nadal stoję na
stanowisku, że ma być wszystko, albo nic…
Raz
się "przełamałam" i zgodziłam na spotkanie. Odezwał się do mnie, bowiem
mężczyzna z mojego miasta, który na dodatek twierdził, że nie tylko mnie
zna z widzenia, ale i że zna moje nazwisko.
W
zasadzie powinno to raczej obudzić mój dzwonek alarmowy, ale ciekawość
babska była silniejsza i powiedziałam; TAK; bo niestety lubię wiedzieć…
Spotkanie
było dość nietypowe, bo na ogół panowie proponują na początek kawę, a w
porywie rozrzutności obiad; a tu spacer za miastem.
Wiem,
wiem, było to głupie i bezmyślne z mojej strony; bo zapraszający mógł
się okazać zwykłym zboczeńcem, czy seryjnym mordercą, ale popełniłam ten
błąd… i przeżyłam.
On
trochę o mnie wiedział, a ja o nim kompletnie nic, więc starałam się go
poznać, jako człowieka, szukając informacji między wypowiadanym przez
niego słowami.
Lubię tak odczytywać ludzi, obserwować ich, ich zachowania, reakcje…, fascynuje mnie to, ot kolejny taki mój nałóg.
Mój
nowy znajomy, nazwijmy go Pan K, to dość specyficzna postać w porównaniu
z mężczyznami, z którymi byłam, i których znam choć trochę bliżej.
Mówiąc
szczerze jestem przyzwyczajona raczej do adorowania i traktowania
szacunkiem. Nie to, żeby mnie jakoś obraził, ale…, ale od mężczyzny
oczekuję konkretnych zachowań w pewnych sytuacjach.
Zapewne
K nawet nie zauważył, jaką miałam minę, kiedy wracając ze spaceru do
samochodu wsiadał do niego po swojej stronie, a ja omal nie otwarłam ust
ze zdziwienia stojąc przed zamkniętymi drzwiami, które co prawda za
chwilę otworzył, jednak nie przede mną, ale od środka, przechylając się
przez siedzenie dla pasażera.
Niby drobiazg, ale zawsze…
Dostrzegłam
komizm między moimi oczekiwaniami, które według mnie są zupełnie
normalne, a tym jak w jego pojęciu traktuje się kobietę.
Wyobraziłam
sobie siebie stojącą w strugach deszczu i jego obok siebie;
suchuteńkiego, z parasolem nad głową; i omal nie wybuchnęłam śmiechem…
Toć to wypisz wymaluj facet ze snów feministek, który nigdy nie skala się
podaniem płaszcza kobiecie, czy otwarciem jej drzwi, pomocy w
czymkolwiek też pewnie nie ma repertuarze, bo jest całkowicie, tak jak i
one, za równouprawnieniem na wszystkich frontach.
A co ja na to?
Stwierdzam,
że nie nadążam za tym równouprawnieniem i nawet nie mam ochoty zrobić
najmniejszego kroku w tym kierunku; okopałam się na swoim staromodnym
stanowisku i trwam.
No
dobrze, nie będę się już więcej znęcać pod tym względem nad K, który
dostarczył mi o wiele więcej informacji o sobie, niż by mu się wydawało.
K,
to osoba, która nie potrafi być wierna jednej kobiecie, przechodzi łatwo
od związku do związku, nie szukając przy tym winy w sobie, ale za to w
swoich partnerkach chętnie. Rozumiem, że można trafić na tak zwaną „złą
kobietę”, ale żeby tak od razu wszystkie takie były?
Hm…, tak sobie właśnie teraz pomyślałam, czy wypada mówić o swoich byłych, w dodatku źle, i to na pierwszym spotkaniu?
No
i to jego zachowanie w trakcie spotkania, czy podczas rozmów
telefonicznych…, bo telefonuje prawie codziennie, i w zasadzie mogłoby to
być bardzo sympatyczne gdyby; no właśnie gdyby…
Zaproponował
mi spotkanie, a kiedy do niego doszło poinformował mnie, że nie ma
czasu, bo czeka na kuriera. Po co więc wyznaczył termin, który kolidował z
jego terminarzem, nie lepiej byłoby znaleźć inny, wolniejszy czas?
No
i te rozmowy telefoniczne, znowu zgrzyt… Dzwoni, ale zaraz po pierwszych
zdaniach, mówi, że nie ma czasu, bo musi zrobić to czy tamto, albo, że
musi kończyć, bo jest śpiący.
Aż
chce mi się powiedzieć; człowieku jak chcesz pogadać to w porządku, ale
nie dzwoń do mnie, aby mi powiedzieć, że nie masz czasu na rozmowę, bo
nie ma w tym sensu.
Ciekawa jestem jak to się wszystko zakończy, bo nie wierzę, że są to złe miłego początki.
Na
razie sytuacja jest dla mnie tak niespotykana i abstrakcyjna, że biernie
czekam na ciąg dalszy, może w końcu dowiem się, czego tak naprawdę K ode
mnie oczekuje.
A
może…, i w tym kierunku bardziej się skłaniam, po prostu pewnego dnia
telefony od niego się urwą i taki będzie finał tej zadziwiającej
znajomości..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz