wtorek, 20 listopada 2012

HI HI…MĘZCZYZNA FEMINISTA?

Najwidoczniej nie jest mi aż tak wygodnie w obecnej sytuacji jak to próbuję sobie wmówić, a dowodem na to jest moje ponowne zalogowanie się na wiadomym portalu. Na samym dnie mojej podświadomości czai się głupia, bo głupia, ale zawsze nadzieja, że…, że może zdołam się przełamać…
Sama przed sobą niechętnie się przyznaję, że tęsknię za kimś obok, za kimś, kto po prostu będzie i tyle, a może aż tyle…
Na razie jak to mówią; szału niema. Z mojej strony też wszystko jakby po staremu, to znaczy; chciałabym, ale nie do końca, bo nadal stoję na stanowisku, że ma być wszystko, albo nic…
Raz się "przełamałam" i zgodziłam na spotkanie. Odezwał się do mnie, bowiem mężczyzna z mojego miasta, który na dodatek twierdził, że nie tylko mnie zna z widzenia, ale i że zna moje nazwisko.
W zasadzie powinno to raczej obudzić mój dzwonek alarmowy, ale ciekawość babska była silniejsza i powiedziałam; TAK; bo niestety lubię wiedzieć…
Spotkanie było dość nietypowe, bo na ogół panowie proponują na początek kawę, a w porywie rozrzutności obiad; a tu spacer za miastem.
Wiem, wiem, było to głupie i bezmyślne z mojej strony; bo zapraszający mógł się okazać zwykłym zboczeńcem, czy seryjnym mordercą, ale popełniłam ten błąd… i przeżyłam.
On trochę o mnie wiedział, a ja o nim kompletnie nic, więc starałam się go poznać, jako człowieka, szukając informacji między wypowiadanym przez niego słowami.
Lubię tak odczytywać ludzi, obserwować ich, ich zachowania, reakcje…, fascynuje mnie to, ot kolejny taki mój nałóg.
Mój nowy znajomy, nazwijmy go Pan K, to dość specyficzna postać w porównaniu z mężczyznami, z którymi byłam, i których znam choć trochę bliżej.
Mówiąc szczerze jestem przyzwyczajona raczej do adorowania i traktowania szacunkiem. Nie to, żeby mnie jakoś obraził, ale…, ale od mężczyzny oczekuję konkretnych zachowań w pewnych sytuacjach.
Zapewne K nawet nie zauważył, jaką miałam minę, kiedy wracając ze spaceru do samochodu wsiadał do niego po swojej stronie, a ja omal nie otwarłam ust ze zdziwienia stojąc przed zamkniętymi drzwiami, które co prawda za chwilę otworzył, jednak nie przede mną, ale od środka, przechylając się przez siedzenie dla pasażera.
Niby drobiazg, ale zawsze…
Dostrzegłam komizm między moimi oczekiwaniami, które według mnie są zupełnie normalne, a tym jak w jego pojęciu traktuje się kobietę. 
Wyobraziłam sobie siebie stojącą w strugach deszczu i jego obok siebie; suchuteńkiego, z parasolem nad głową; i omal nie wybuchnęłam śmiechem… 
Toć to wypisz wymaluj facet ze snów feministek, który nigdy nie skala się podaniem płaszcza kobiecie, czy otwarciem jej drzwi, pomocy w czymkolwiek też pewnie nie ma repertuarze, bo jest całkowicie, tak jak i one, za równouprawnieniem na wszystkich frontach.
A co ja na to?
Stwierdzam, że nie nadążam za tym równouprawnieniem i nawet nie mam ochoty zrobić najmniejszego kroku w tym kierunku; okopałam się na swoim staromodnym stanowisku i trwam.
No dobrze, nie będę się już więcej znęcać pod tym względem nad K, który dostarczył mi o wiele więcej informacji o sobie, niż by mu się wydawało.
K, to osoba, która nie potrafi być wierna jednej kobiecie, przechodzi łatwo od związku do związku, nie szukając przy tym winy w sobie, ale za to w swoich partnerkach chętnie. Rozumiem, że można trafić na tak zwaną „złą kobietę”, ale żeby tak od razu wszystkie takie były?
Hm…, tak sobie właśnie teraz pomyślałam, czy wypada mówić o swoich byłych, w dodatku źle, i to na pierwszym spotkaniu?
No i to jego zachowanie w trakcie spotkania, czy podczas rozmów telefonicznych…, bo telefonuje prawie codziennie, i w zasadzie mogłoby to być bardzo sympatyczne gdyby; no właśnie gdyby…
Zaproponował mi spotkanie, a kiedy do niego doszło poinformował mnie, że nie ma czasu, bo czeka na kuriera. Po co więc wyznaczył termin, który kolidował z jego terminarzem, nie lepiej byłoby znaleźć inny, wolniejszy czas?
No i te rozmowy telefoniczne, znowu zgrzyt… Dzwoni, ale zaraz po pierwszych zdaniach, mówi, że nie ma czasu, bo musi zrobić to czy tamto, albo, że musi kończyć, bo jest śpiący.
Aż chce mi się powiedzieć; człowieku jak chcesz pogadać to w porządku, ale nie dzwoń do mnie, aby mi powiedzieć, że nie masz czasu na rozmowę, bo nie ma w tym sensu.  
Ciekawa jestem jak to się wszystko zakończy, bo nie wierzę, że są to złe miłego początki.
Na razie sytuacja jest dla mnie tak niespotykana i abstrakcyjna, że biernie czekam na ciąg dalszy, może w końcu dowiem się, czego tak naprawdę K ode mnie oczekuje.
A może…, i w tym kierunku bardziej się skłaniam, po prostu pewnego dnia telefony od niego się urwą i taki będzie finał tej zadziwiającej znajomości..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz