czwartek, 22 listopada 2012

DZIEŃ, KTÓRY MÓGŁ BYĆ NAJWAŻNIEJSZY


2 kwietnia…to mogła być ważna data w dziejach świata, to była szansa na pojednanie narodów, ludzi, rodzin, na odnalezienie spokoju wewnętrznego i nowego, dobrego celu w życiu.
Śmierć Jana Pawła II ściągnęła wtedy do Rzymu i przed telewizory miliony ludzi; to było zadziwiające zjawisko dające nadzieję na to, że współcześni ludzie potrafią odróżnić jeszcze dobro od zła, potrafią okazać sobie miłość i wsparcie, dające nadzieję, że mimo wszystko w każdym człowieku jest dobro i wrażliwość na innych.
I ja byłam jak inni, i ja płakałam i mnie było żal, ale już wtedy wiedziałam, że to tylko chwilowy wybuch miłości bliźniego, powierzchowny i niewiele wart….

Kiedy dzisiaj wspominam tamte dni, bo to nie był przecież tylko jeden dzień…, to na pierwszy plan nie wysuwają się te płaczące tłumy, ludzie deklarujący wzniosłe uczucia i postanowienia…, ale jeden mały obrazek, jakże prawdziwy, ale i straszny w swoim głębszym wymiarze.
Widzę człowieka siedzącego przed telewizorem, wzruszonego, mającego łzy w oczach, wydającego się z pozoru częścią tej nawróconej masy na ekranie, a o którym wiedziałam, że przed chwilą skrzywdził inną osobę, w najbardziej okrutny i perfidny sposób.
Przypomniało mi się w tym momencie stare powiedzenie: modli się pod figurą, a diabła ma za skórą.
Tak też i stało się z tymi skruszonymi tłumami….. Rozproszyły się, zapomniały o tym, co mówił opłakiwany przez nich Ojciec Święty, i poszły w grupkach i pojedynczo tą samą drogą, którą przyszli, z tym samym pod skórą, co przed tym…
Co zostało w pamięci po tylu latach; człowiek ikona…, a w duszy pustka jak była tak i jest u większości.
Nawet zmartwychwstały Jezus Chrystus chyba by tego nie był wstanie zmienić….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz