czwartek, 22 listopada 2012

NIE MA JAK WYWIAD Z KUMPLEM

Normalnie chyba muszę okadzić mieszkanie, bo coś mi tu nie gra; jak nie ja chora, to coś się psuje.
A ja, wiadomo, bezradna jak dziecko we mgle.
Jak pech to pech; zlew mi się zatkał, ale w końcu, od czego ma się kumpli. Jeden telefon i już był chętny do pomocy.
Chętny to może on i był, ale mało skuteczny i mało przewidujący. Owszem przyszedł, ale z tak zwanymi gołymi rękami; w sumie nie wiem, czym on chciał przetkać tę rurę, chyba prędzej przedmuchać… Nie wiem… Po skończonej „robocie” zasiedliśmy w salonie; ja przy herbacie, on przy kawie. Wywiązał się temat z cyklu damsko-męskich. I tu kolega pochwalił się kolejną„dziunią”
- Powiedz mi – wykazałam zainteresowanie, – dlaczego się w końcu nie ustatkujesz, no wiesz; stała partnerka, dom, te sprawy?
„Nie chcę żadnego stałego związku – oburzył się - mowy nie ma. Kiedy jestem dłużej z jakąś kobietą, a ta zaczyna wspominać o ślubie, to dostaję białej gorączki i już czuję sznur zaciskający się na mojej szyi i genitaliach. Jedna żona była i wystarczy… Dziecko w sumie też jest… Jeszcze parę lat temu, kiedy nie poznałem, co to prawdziwe życie, chciałem mieć kogoś i dałem się zaobrączkować, ale teraz wiem, jaka to beznadziejna sprawa być z kimś.
Moim zdaniem stała partnerka to tylko wygoda w jednej sprawie, a mianowicie w seksie, ale to nie równoważy masy ograniczeń, jaką biorę sobie przy okazji na głowę, a ja chcę być wolny i być panem własnego czasu.
Wolę „strzelić” sobie numerek bez zobowiązań niż żyć jak reszta w chorych układach z marudną babą u boku, w dodatku ciągle tą samą.”
Hm… przynajmniej szczerze - chrząknęłam, a raczej odkaszlnęłam i zmieniłam temat rozmowy.
Po godzinie wyszedł… Spieszył się, „kolejna dziunia” czekała…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz