Na dworze coraz zimniej i coraz szarzej, aż nie chce się wychodzić z domu.
Mam
wrażenie, że coś się tu nie zgadza; bo jak to możliwe, że czas płynie
(jak się wydaje) szybciej niż dotychczas, a świat za oknem toczy swoje
wozy codziennych zdarzeń w zwolnionym tempie?
Wolno
mi się dzisiaj myśli, i gdyby nie wewnętrzny imperatyw ,który siedzi we
mnie od momentu, kiedy przetarłam rankiem oczy, nie napisałabym ani
słowa.
Wczoraj
wieczorem byłam na dobrej (tak uważam) drodze do zmiany mojego
nastawienia wobec pewnej osoby. Miałam nawet wrażenie, że zaczynam ją
obdarzać cieplejszymi uczuciami. Z tą myślą, w pogodnym nastroju,otulona
ciepłym kokonem kołdry w czerwone róże zapadłam w niebyt sennych
marzeń.
Może i były to też piękne senne marzenia, ale o nich po przebudzeniu jakoś nie pamiętałam.
Jedno,
co pewne to bolą mnie wszystkie (no może prawie wszystkie) mięśnie i
czuję się kompletnie wykończona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Prawie
całą noc śniła mi się ta osoba i to w sytuacjach dla mnie bardzo
trudnych i stresujących. Dręczyła mnie, wywierała presję, poddawała
różnym manipulacjom, a ja nie potrafiłam jej się skutecznie
przeciwstawić. Usiłowałam od niej uciec, pakowałam jakieś walizki,
jednocześnie wiedząc, że nie mam gdzie się przed nią schować, bo wszędzie
mnie dopadnie.
Koszmar…
Tak
sobie myślę czy ten sen, to czasem nie wskazówka abym mimo wszystko
zachowała ostrożność i nie otwierała serca, bo może mnie jak już
wiele razy bywało w takich wypadkach spotkać tylko rozczarowanie?
Nie daje mi to spokoju…
I do tego ta szarzyzna za oknem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz