- Ty weź się i coś ze sobą zrób! - usłyszałam wczoraj między porową z serem, a szaszłykiem z zestawem kapuścianych surówek.
- Nie mam zamiaru nic robić, jestem z siebie zadowolona! - zaprotestowałam siorbnąwszy kompotu z rabarbaru.
A tak w ogóle o co jej chodzi - zamyśliłam się wieczorem nad sałatką z pomidorów - przecież chyba nie jest aż tak tragicznie!
Tak się pocieszywszy przespałam noc, ale już od rana miotałam się nerwowo po mieszkaniu, między lustrem w sypialni, a lustrem w łazience.
Cholercia, ten uszczypliwy komentarz rzucony znad pełnego talerza obudził we mnie uśpioną potrzebę podobania się i znieważył moją próżność!
Zerwałam się bladym świtem i nim jeszcze zdążyłam się umyć i wypić obowiązkową kawę, na początek wlazłam na wagę i dobrze przyjrzałam się jej wskazaniom.
Nie było tak źle, znaczy było tak jak zawsze,..
Zbliżyłam twarz do lustra, coby lepiej i uważniej niż dotychczas się sobie przyjrzeć...