wtorek, 28 października 2014

JAK TRAFIĆ GŁÓWNĄ WYGRANĄ?


Świat jest pełen kobiet i mężczyzn..., no i tej nowo odkrytej ostatnio trzeciej płci.
W zasadzie, można by powiedzieć, że od wyboru do koloru, i że wystarczy się tylko wynurzyć z domowego zamknięcia, dobrze się rozejrzeć, by znaleźć idealnie dopasowany do nas ludzki puzzelek.



Lubię wszelkie logiczne układanki i dopasowania, ale ta układanka jakoś mi nie wychodzi.
Prawdę mówiąc nie wyszła mi ani razu...
Wygląda na to, że jak dla mnie, ta układanka ma za wiele elementów, albo ja jestem za mało bystra. 
Pewnie niestety to ostatnie...
Jednak lubię myśleć, że tak nie jest...
Oczywiście, że nie każdy mężczyzna pasuje do każdej kobiety (no i odkryłam Amerykę).
I nawet jest to oczywista, oczywistość (kocham za to powiedzenie Kaczyńskiego), ale przy tylu milionach ludzi, powinien przecież w końcu trafić swój na swego.
Choćby przynajmniej raz w życiu! 
Dlatego dziwię się, dlaczego mimo takiego „wyboru”, duży procent związków jest nietrwałych, lub mało szczęśliwych. 
Niech tylko nikt mi tu nie mówi, że wszystkiemu są winne feromony i instynkt zachowania gatunku, bo wszystko by się wówczas kończyło na zapładnianiu i seksie. 
Nie chcę nawet myśleć, że o to tylko chodzi w związku! 
Pewnie możliwe jest spędzenie całego życia z osobą, która nie jest tym „kimś”, ale czy będzie to w pełni satysfakcjonujące? 
Być z kimś dla samego bycia, żeby nie być samotnym, żeby żyć na wyższym poziomie finansowym? 
W moim pojęciu, jest to nie do przyjęcia, bo ja pewnie i na łożu śmierci, będę wierzyć w miłość i wierność raz danemu słowu. 
Czy znalezienie igły w stogu siana, to kwestia szczęścia? 
Czym ono jest, to szczęście? 
Szczęście, to trafić 6 w totolotka! 
Tak. Myślę, że jest to dobry przykład, bo jest to równie prawdopodobne, jak trafić na tę jedną, jedyną osobę, która urodziła się właśnie dla nas, a my dla niej. 
Można przecież całe życie wysyłać kupony i nic…, albo cieszyć się nędzną trójką... 
Ale czy to znaczy, że nie mamy próbować, bo i tak się nie uda? 
Przecież są ludzie, którzy wykupili tylko jeden kupon i wygrali główną nagrodę! 
Ja ciągle wybieram się do kolektury, aby coś wygrać, ale na wybieraniu zawsze się kończy..., a dokładniej mówiąc na stałym debecie.
Dlaczego więc nie kupuję tego cholernego kuponu?
Szkoda mi tych kilku złotych, które przepadną jeśli nie będzie żadnych trafień?
Hm...
Można by dojść do wniosku, że wolę zachować swój marny status finansowy i nie chcę go uszczuplić ani o złotówkę...
Nawet, jeśliby to oznaczało potencjalną wygraną...?
Boję się ryzyka?
Stałam się zachowawcza?
Dlaczego tak?
Nie wierzę w szczęście, w szczęśliwy los?
A może szczęście to nie tylko kwestia wiary, ale i czynu? 
Może przede wszystkim, trzeba chcieć sobie pomóc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz