środa, 1 października 2014

MOJE TĘSKNOTY

Powiedziałam wczoraj do kogoś, że mnie już nic w życiu nie zdziwi...
I jednocześnie, w tym samym momencie, kiedy wypowiadałam te słowa, uświadomiłam sobie, że to nieprawda...
Jest wiele rzeczy, sytuacji, które mnie nieustannie zaskakują i dochodzę do wniosku, że to cudownie. 
Dzięki tym "niespodziankom", świat jest przecież ciekawszy i o wiele bardziej interesujący. 
No i mam o czym pisać, nad czym się zamyślać! 
Lubię te moje zamyślenia... 
Najlepiej mi się myśli wieczorami, tuż przed snem, kiedy umoszczona w fotelu, pod ciepłym kocykiem, z notesem na kolanach, dopijam ostatnią filiżankę herbaty. 
To takie moje podsumowanie dnia... 
Bywa też, że tylko patrzę na nocne niebo upstrzone gwiazdami i tęsknię za czymś... 


To tęsknota za wszystkim co gdzieś jest..., chociaż nie potrafię tego uczucia dokładnie ani nazwać, ani określić... 
To taka dziwna gmatwanina myśli i pragnień, z odrobiną nostalgii za kimś, lub za czymś co zostało za mną..., co jest nie wiadomo gdzie...
A może to uczucie do kogoś, kogo nigdy nie poznałam, lub żal po czymś, czego nigdy nie doświadczyłam...?
A może to czekanie na niespodziewany telefon...? 
Mój przyjaciel twierdzi, że te moje tęsknoty, biorą się stąd, że ja wciąż, podświadomie "czekam" na Enrice. 
Ale tak nie jest, on się myli; bo ja już dawno pogodziłam się z jego śmiercią, co więcej, doszłam do wniosku, że jego utrata była na swój sposób dla mnie szczęściem. 
Wiem, pokrętne to i dziwne..., ale w ten sposób, uniknęłam być może rozczarowania, które jest chyba najbardziej przykrą rzeczą, jeśli się kogoś bardzo kocha... 
Rozczarowania, bo po paru latach wspólnego życia, mogłoby nie być już tak idyllicznie i harlequinowo, albo moglibyśmy się rozstać w nieprzyjemnych okolicznościach. 
A więc już nie cierpię, choć czasami oczywiście trochę tęsknię...
Jednak nie należę do tych osób, które żyją przeszłością, mnie interesuje przede wszystkim teraźniejszość! 
Bardziej niż za nim i za wszystkimi innymi, których kochałam przez chwilę lub zawsze i nadal, czuję tęsknotę za tym, aby moje życie nie przeminęło bez śladu, by po sobie pozostawić coś trwałego, wartościowego i pięknego zarazem... I nie mam tu na myśli dzieci... 
To mnie najbardziej męczy..., to taka moja obsesja od wielu już lat. 
Ta obsesja uświadamia mi, że każdy dzień może być moim ostatnim... 
Nie żebym miała zaraz umierać..., czy wybierać się dobrowolnie na tamten świat. 
O nie, ja kocham żyć! 
Ale jak to mówią, wypadki chodzą po ludziach, i jak każdemu, tak również i mnie, ktoś gdzieś, tam, odrywa kolejną kartkę z kalendarza, z którym przyszłam na świat. 
W związku z tym, czasem myślę sobie, z czego po śmierci będziemy rozliczani..., z czego ja, będę rozliczana... 
Czy będziemy rozliczani z niewypowiedzianych słów, czy z tych wypowiedzianych. Czy z tego co uczyniliśmy dobrego, czy tylko z tego złego? 
A może tylko z tego co pozostawiliśmy po sobie, co stworzyliśmy za sprawą otrzymanych talentów? 
Wierzę i tak czuję, że życie zawiera się w każdym pojedynczym dniu i w każdej nocy, których nie można przesiedzieć, ani przez które nie można przejść, tylko ot tak..., jak przez park... 
I to mnie niepokoi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz