sobota, 4 października 2014

WSPÓŁCZESNA MEDEA?


Przeczytałam właśnie artykuł o kobiecie, która zabiła swoje dzieci bo nie mogła się pogodzić z tym, że mąż od niej odszedł...
Przyznaję, że w pierwszej chwili pomyślałam - Jak ona mogła, zabić własne dzieci?
Co to za matka?
Co by nie powiedzieć, to olbrzymia tragedia, wstrząsające zdarzenie...
O tyle wstrząsające, że ostatnimi czasy nie po raz pierwszy słyszy się, że rodzic zabija dziecko. 
Powody są różne..., ale zawsze jakieś są. Nawet, jeśli nam wydaje się, że nie są one wystarczające, aby porwać się na tak straszny czyn.


Bo czy w ogóle może istnieć w takiej sytuacji jakiś powód, jakieś usprawiedliwienie?
Uważam, że nie...
Ale pozostaje pytanie - dlaczego?
Niewątpliwie osoby dokonujące takiej zbrodni są w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego i nie rozumują logicznie, ani racjonalnie. 
Jednak coś je motywuje...
Zamyśliłam się nad tą porzuconą kobietą, nad podobnymi do niej; co skłania kobiety - matki do tego, że pozbawiają życia swoje dzieci...?
Myślę, że powodem tego może być niestety miłość, zawiedziona miłość...
Są to być może kobiety, które w związkach są przede wszystkim "kochankami", a nie "matkami". Kobiety, które nie potrafią rozdzielić tych dwóch ról...
Pewnego dnia, ich ukochany mężczyzna odchodzi, pozostawiając po sobie tylko puste miejsce w łóżku i dzieci. Dzieci, które są także nim, chociaż tylko w połowie.
Stają się one namacalnym śladem po nim, częścią przeszłości i to przeszłości zniszczonej właśnie przez niego...
O każdej porze dnia i nocy, jest on obecny w ich twarzach, głosie i gestach...
Są ciałem z jego ciała, o którym ona ciągle myśli, choć usilnie chce usunąć je ze swej pamięci...
Bo ona go nadal kocha, ale też ze wszystkich swych sił nienawidzi...
Pragnie aby był z nią nadal, ale też pragnie jego śmierci...
Patrzy na swoje dzieci i zastanawia się; jak z ich ciał usunąć tę "jego" znienawidzoną część...
Jej mężczyzna odszedł, ale poprzez nie, "zmusza" ją do otaczania go nadal miłością i opieką, bo jest obecny w swoich dzieciach...
Staje się jej obsesją, chociaż ją porzucił, przywiązuje ją do siebie, chociaż ją odtrąca...
Kobieta zaczyna czuć się jak w potrzasku!
Traci świadomość, gdyż przestaje rozpoznawać we własnych dzieciach, to czym one są dla niej naprawdę; radością, dumą, czułością, istotą życia, miłością...
Zabija...
W swoim mniemaniu jednak nie zabija swoich dzieci, lecz zabija jego, tego, który ją zniszczył, znienawidzonego wiarołomcę...
Jeśli w ten sposób o tym myślę, to jest mi nawet jej żal...
Bo tak naprawdę to nie ona jest tu katem, a tylko narzędziem..., i ofiarą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz