czwartek, 23 października 2014

RÓŻANY ZAPACH, SZAREGO DNIA

Szary dzień...
Szary dzień, szare zamyślenia...
Jak to pięknie i szeleszcząco brzmi - szaro...
Szary to jeden z moich ulubionych kolorów, choć nastraja mnie zawsze klaustrofobicznie. Jeśli na przykład zdarza się taki dzień jak ten dzisiejszy, to cały mój świat gwałtownie się kurczy i czuję potrzebę zamknięcia się w kokonie jak chiński jedwabnik.
Jakoś nie mogę się przestawić na niskie temperatury, a mój kokon jest zdecydowanie mało izolacyjny i co tu dużo gadać - przemaka.
(Gwoli ścisłości, mówię o mojej mało jesiennej garderobie, a nie o pampersach.)
Faktycznie nieźle dzisiaj mnie wychłodziło; do tego stopnia, że pomyślałam, że nie zaszkodziłoby przyozdobić głowę czapunią.
Z ulgą przywitałam znowu moje mieszkanie, bo póki co, cieplej w nim niż na dworze.

Otuliwszy się mięciutkim poncho w kolorze morskiego piasku, umościłam się przed chwilą na mojej czerwonej kanapie i siorbię gorącą kawę ze śmietanką
Na kolanach położyłam gruby notes w skórzanej oprawie i skrobię piórem literkę, za literką. 
Tak lubię najbardziej...
(Potem, część tej pisaniny przeniosę do bloga.)
Komputer został w pracowni, żeby mnie nie kusiło, bo jak mówiła moja babcia - "to złodziej czasu".
Zegar na kościelnej wieży, którą widzę z okna salonu, uderzył właśnie sześć razy...
Dźwięk ten, odbija się echem wśród murów otaczających kościół bloków, przez co osiedlowa przestrzeń o tej porze, wydaje się jeszcze bardziej pusta, niż jest w rzeczywistości.
Mam znowu zimne stopy, ale w końcu to przecież październik i dni mają prawo być chłodne, a ja mimo to, uparcie trwam przy otwartym oknie.
Powinnam założyć skarpetki; bo to czysta paranoja - na górze wełniane poncho, a nóżęta bose.
No i mamy dylemat; pokonać lenistwo i wstać, czy dalej marznąć...
Wybrałam skarpety!
To przez nie właśnie, stanęłam (tak zupełnie przypadkiem) przed komputerem i paluszki mnie zaswędziały. 
A przed chwilą zakazałam sobie siadania przed nim...
- Co tam, zajrzę tylko na chwilę - pomyślałam, tworząc sama przed sobą alibi tej niesubordynacji -  Przeczytam tylko kilka e-maili...
Niestety, internet to wirtualna przestrzeń, która wciąga, a także umożliwia dostanie się do wnętrz naszych domów i naszych umysłów, nie zawsze dobrych i pożytecznych informacji.
Skończyło się na tym, że zamiast pisać, znowu klepię w klawisze, a czarne literki śmigają po ekranie, goniąc moje myśli.
I przypomina mi się coś, o czym nie myślałam już od miesięcy.
To nie tyle wspomnienie, a zapach; zapach róż...
Zapach czerwonych róż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz