Moja naiwność, żeby nie powiedzieć głupota, nie zna granic, ani obszarów, w których grasuje!
Na ten przykład, kiedy dotychczas wybierałam się na moje przebieżki; byłam raczej zawsze w stanie mocno zaawansowanego soute.
(I nie chodzi mi tu o małą ilość tłuszczu, bo tego to mam tu i ówdzie; uhu - hu! I jeszcze o Jezu!)
Co prawda, widząc siebie w lustrze, twierdzę, że mogłabym w tym stanie skutecznie straszyć za niezłe pieniądze, ale nic to, bo dotychczas miałam pewność, że i tak mnie nikt nie rozpozna, bo takie "obnażenie się", jest skuteczniejsze, niż jakakolwiek barwa ochronna.
Dlatego też, gdy dzisiaj, ubrana, umalowana i w czarnych okularach; w tak zwanym stanie nadającym się do publicznej oglądalności, maszerowałam sobie na dworzec, tak trochę na skróty, a więc częściowo po mojej "ścieżce do biegania", byłam w swoim mniemaniu , zupełnie inną osobą w tym miejscu, niż zazwyczaj.
Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle usłyszałam równie zdziwiony głos - O! Dzisiaj pani nie na sportowo!
I cały mój mit o nierozpoznawalności, w tej jednej chwili legł w gruzach za sprawą pana, który dba o tamtejsze tereny zielone!
A to, że w ogóle się do mnie odezwał, niezbicie dowodzi, że musiał być nieźle zszokowany moim aktualnie (poprawionym) wyglądem.
No kurcze, zmartwiło mnie to, bo jestem próżną babą i nie lubię pokazywać się dobrowolnie ludziom wyglądając jak strach na wróble..., a co gorsza, jako ten strach pozostawać na trwale w ich pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz