środa, 8 maja 2013

JAK OWCA

Co prawda miałam napisać o czymś zupełnie innym, o tym co mnie dręczy od ostatniej niedzieli, ale tak się dzisiaj zadziwiłam sobą, że zostawię to na później.

Dzień piękny i słoneczny, co więc będę smęcić i uprawiać durne autoanalizy..., one i tak posiedzą w mojej głowie i poczekają na wysyp.




Wracając do zadziwienia...
Na ogół, nie za bardzo dobrze czuję się w tłumie i go unikam, a tu masz - szast prast i znalazłam się nagle w samo południe, po środku stada.
Zazwyczaj w takich sytuacjach, lawiruję tak, aby znaleźć się na obrzeżach, tak aby móc nie tylko bacznie obserwować co się dzieje, ale przede wszystkim, by jak najszybciej się ewakuować.
Zawsze uważałam się indywidualistkę i obce mi były zachowania stadne, a tu nagle odezwał się we mnie cały pierwotny instynkt...
Wyłączyło mi się nie tylko "indywidualne" myślenie, ale cały mój w miarę logicznie opracowany plan życiowo - zakupowy i poddałam się jakiemuś dziwacznemu owczemu pędowi.
Jak ta owca, wespół z innymi owieczkami  bez żadnego bacy, ani nawet nie zaganiana przez białego owczarka, robiłam wszystko to, co inne wełniste...
A gdzie?
Ano w supermarkecie (nazwy nie wymienię, bo reklama owego, nie jest moim celem) dokąd to się udałam, w celu zakupienia kociego jedzenia i gdzie na swoją zgubę wpadłam w sam środek opanowanego amokiem tłumu.
Ludność szalała przy kilkunastu ogromnych koszach wypełnionych różnymi towarami przemysłowymi (od deski sedesowej począwszy, na majtkach skończywszy), a każda rzecz w "okazyjnej" cenie.
Od razu poczułam się integralną częścią ryjącej w koszach grupy…
Nie dosyć, że przewracałam wszystko do góry nogami jak inni, ale jeszcze wdałam się z kilkoma osobami w przemiłe i wesołe pogaduszki…
Tego się po sobie nie spodziewałam…
Do domu wróciłam z pełną torbą całkiem niepotrzebnych rzeczy… i bez kociego jedzenia…
Ale za to mam korkociąg na baterię i spodnie do joggingu w rozmiarze XXL...
O reszcie nie wspomnę bo się wstydzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz