czwartek, 9 maja 2013

NOCĄ...

Gonił ją…
Był już bardzo blisko..., miała wrażenie, że czuje jego oddech tuż za plecami.
Gorączkowo szukała klucza..., musiała otworzyć drzwi do mieszkania, tylko tam będzie bezpieczna…
Był coraz bliżej…  

Nie potrafiła wysupłać właściwego klucza z pęku innych, zbyt mocno trzęsły jej się ręce…
Wyciągnął dłoń w jej stronę, a jego twarz powoli wynurzała się z mroku klatki schodowej…
- „Nie!!!” – krzyknęła ochryple – unosząc gwałtownie głowę z poduszki, z walącym sercem i koszulą mokrą od potu.
Jak zawsze w takich razach, brakowało jej oddechu, odrzuciła, więc wilgotną pościel i spróbowała wstać, ale nie dała rady.
Drżąc na całym ciele, osunęła się na podłogę przy łóżku, przerażona tym, że za chwilę może stracić przytomność i tak już zostanie…
Powoli wyciągnęła rękę w stronę srebrnego reflektorka, zaczepionego o wezgłowie łóżka, wykonanego z białego, pikowanego jedwabiu i zapaliła światło.
Powoli powracała do rzeczywistości; była w swojej sypialni, w której dominował fiolet i biel... 
Aby znowu odnaleźć wewnętrzną równowagę, starała się skoncentrować na szczegółach wnętrza.
Z przesadną uwagą, przyglądała się czerwonym uchwytom czarno-srebrnych komódek, stojących po obu stronach łóżka, potem przeniosła wzrok na wiszące w oknie czarne firany, na koniec zaczęła się przyglądać gładkiej, jasnej powierzchni ściany naprzeciwko.
- „Jaka pusta” – zmartwiła się – „Miałam na niej powiesić kolorowy obraz, ale już nie potrafię malować…”
Jej serce nadal waliło jak oszalałe, a spazmatyczny oddech nie dostarczał wystarczającej ilości tlenu.
- „Tylko nie panikuj – próbowała siebie uspokoić – „Dasz radę…”
Uchwyciła się brzegu łóżka i jeszcze raz spróbowała wstać. Z wysiłkiem stanęła na niepewnych nogach i podtrzymując się ścian powlokła się do maleńkiej łazienki…
Odkręciła kran z zimną wodą i obmyła twarz; woda spływała jej po łokciach, na piersi i brzuch, wsiąkała w jej ulubioną koszulę w czerwone różyczki.
Przeszła z powrotem sypialni, usiadła ciężko na łóżku i sięgnęła po telefon, ale zaraz go odłożyła, nie wystukawszy numeru pogotowia ratunkowego…, telefon nie miał doładowania.
Zdając sobie sprawę z beznadziejności swego położenia, po raz kolejny, tym razem na głos, z wysiłkiem zaczęła szeptać – „Dasz radę…. Jeśli się poddasz, to będzie to tylko twoja przegrana... Nie daj satysfakcji tym, którzy na to czekają... Oddychaj głęboko… Oddychaj głęboko...”
Powoli oddech się uspokajał, serce zaczęło bić równym rytmem, a krople potu już nie spływały tak intensywnie po jej ciele.
Opadła na poduszki, ciesząc się z ulgi, jaką poczuła.
Zegar w pobliskim kościele wybił drugą po północy, nie była pewna jak długo tak leżała, była bardzo słaba, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Otuliła się miękkim szlafrokiem i poszła do kuchni, zastanawiając się nad tym, czy ma się czegoś napić, czy może coś zjeść.
- „Przed chwilą myślałam, że umieram, a teraz mam jeść?” – Zaśmiała się gorzko do siebie – „A dlaczego by nie?”
Zrobiła kilka kanapek i z talerzykiem w jednej ręce i z butelką wody mineralnej w drugiej, podreptała do salonu.
Umościła się na czerwonej, skórzanej kanapie mając przed sobą panoramę nocnego nieba.
Pomyślała w tym momencie, że w końcu polubiła to swoje mieszkanie, choć nigdy by nie przyszło jej do głowy nazwać je domem. Miała kiedyś dom, przynajmniej tak wtedy sądziła, dom, który z kimś dzieliła...
Właśnie tej świadomości, świadomości dzielenia z kimś życia, brakowało jej teraz najbardziej. Możliwości porozmawiania z kimś bliskim, opowiedzenia mu o minionym dniu, przytulenia się do czyjegoś ramienia zasypiając…, czy tak jak tej nocy - brakowało jej kogoś, kto by odgonił nocne koszmary...
Brakowało jej bycia częścią całości, która jej dawała poczucie bezpieczeństwa. Niestety, choć z przykrością, ale zdawała sobie sprawę z tego, że należała do tych kobiet, które bez mężczyzny u swego boku czują się niekompletne.
Musiała natychmiast i za wszelką cenę, zagłuszyć pojawiającą się podstępnie upartą tęsknotę.
Nie bacząc na to, że to środek nocy, i że ściany w bloku z wielkiej płyty są jak membrany głośnika, włączyła pierwszą z brzegu płytę.
Wsłuchując się w niepokojące brzmienia „Ostatniego kuszenia Chrystusa” Pitera Gabriela, przeniosła się do świata bliskiego wschodu, do świata żydowskiego…, mistycznego...
Na jej kolanach, umościł się wybudzony ze snu, jej kosmaty kot i zaczął swój osobny, solowy koncert…
Siedziała jeszcze długo; słuchając muzyki, z nogami opartymi na stojącym przed nią niskim stoliku, z kotem na kolanach mruczącym swoje pieśni..., jedząc kanapki i popijając wodę prosto z butelki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz