niedziela, 5 maja 2013

POLACY TO GĘSI?

 

Zamiast zająć się czymś pożytecznym, czymś, czym mogłabym się później pochwalić, zabłysnąć jak gwiazda intelektu, oglądam durne programy w telewizji.



Wyrobiłam nawet sobie na to alibi; czynię tak, aby się odstresować, skupić myśli na niczym, bo w założeniu, a przede wszystkie praktycznie, jest to właściwie takie NIC.
Okazuje się, że jestem jednak w takim stadium ,  że nawet NIC zaczyna mnie denerwować.

I tu mała dygresja...
Jeśli NIC, określamy słowami, które z racji zaistnienia, stają się wizualizacją czegoś, to może jednak NIC to jest COŚ?
Idąc dalej - czy COŚ powstawać może na bazie NICZEGO?
Człowiek, wszak ogarnia wszystko co ma początek z konkretnego źródła; z bakterii, nasion, cegieł, komórek...itp., bo cała reszta wynika przede wszystkim z wiary...
Jeśli świat powstał w wyniku wielkiego wybuchu, jak twierdzą uczeni, to w takim razie, co wybuchło?
Jeśli wybuchło COŚ, to czym ono było i skąd się wzięło?
A gdzie jest to SKĄD?
Z pustki?
Czy istnieje absolutna pustka?
Ale gmatwanina..., istnienie pustki...
A więc pustka, jeśli istnieje, to jest bytem...
Aby to zrozumieć, brakuje nam jakiegoś zmysłu, jesteśmy felerni, albo o nim zapomnieliśmy...
Wolę myśleć, że to, to drugie i pewnego dnia kogoś nagle oświeci i wyskoczy spod drzewa z guzem na głowie na podobieństwo Newtona.
Czy go to przerazi, a może ucieszy?
Efekt takiej wiedzy może być różny...
Póki co, wrócę do moich frustracji telewizyjnych... i owego medialnego NIC...
Weekendowe wieczory to pasmo konkursów talentów; jak nie taniec, to śpiew...
No i ja, o tym śpiewaniu bym chciała właśnie.
Nie, żebym czepiała się pędu do sławy, pieniędzy, zaistnienia na 3 minuty, czy czego tam jeszcze i to zarówno w stosunku do uczestników, a może przede wszystkim w stosunku do oceniających. O nie.
A niech tam, każdy sposób przecież dobry, jeśli ktoś chce mieć swoje pięć minut na szkle.
O co mi więc chodzi?
Ano o to, że po pierwsze, nie podobają mi się nazwy programów, bo są przede wszystkim anglojęzyczne; X Faktor, Voice of Poland, ale to  jeszcze mogę jakoś zrozumieć, bo to zapewne wymóg umowy licencyjnej.
Ale programy te, emitowane w Polsce i dla widowni polskiej...
A może się mylę, może Polska to już nie Polska?
Póki co mam wrażenie, że jednak nic się w tym względzie jak na razie nie zmieniło, przynajmniej do wczoraj, bo udało mi się dokonać zakupu w osiedlowym sklepie, mówiąc -."Proszę jeden litr mleka", a nie - One Liter of milk please.
Wygląda na to, że język jest nadal ten sam, a większość moich rodaków nie posługuje się biegle obcymi językami, w tym angielskim.
Dlaczego więc, większość konkursowiczów śpiewa właśnie w tym języku?
Wszak już przed wiekami Mikołaj Rej  pisał; A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.
A mają, a na dodatek mają też całkiem fajne piosenki, a czasem nawet i znakomite, z polskim tekstem, zrozumiałym dla wszystkich.
To co nam się proponuje, to prawdziwy obciach, a nawet obraza dla rodzimych twórców, potwierdzając tym samym, że nie potrafimy promować tego co nasze, a tym bardziej cenić tego nawet w kulturze...
I to mnie wkurza...
Pewnie to efekt ostatnich świąt, które wraz z biało-czerwoną flagą za oknem, obudziły we mnie drzemiący patriotyzm...
Ale żeby od razu nie było, że zniechęcam do nauki języków obcych, wręcz przeciwnie.
Znajomość języków poszerza horyzonty i wiedzę, poprzez kontakt innymi nacjami i ich dorobkiem.
Ale to tylko narzędzie...
Swojego nie znacie, a cudze chwalicie, że znowu rzucę przysłowiem.
Jak przeciętny Polak ma poznać swoje i pochwalić - choćby polską piosenkę?
Autor tekstu do niej, ma ją  przetłumaczyć na angielski?
Ostatecznie róbmy te konkursy, ale nazwijmy je wprost - konkurs piosenki angielskiej i wszystko będzie jasne.
Przeżyliśmy konkurs piosenki radzieckiej, to przeżyjemy i te...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz