
Żyję więc sobie na tym świecie; ja, mały, smęcący żuczek, starający się schodzić innym z drogi… i przede wszystkim, chcący mieć święty spokój.
Ale bywa również i tak, że w żuczka coś wstępuje, zwłaszcza, gdy coś go oburza, czy gdy z czymś się nie zgadza, wtedy nie ma lekko. Na ogół jednak mam naturę refleksyjną i lubię pomyśleć na problemem.
Ale bywa również i tak, że w żuczka coś wstępuje, zwłaszcza, gdy coś go oburza, czy gdy z czymś się nie zgadza, wtedy nie ma lekko. Na ogół jednak mam naturę refleksyjną i lubię pomyśleć na problemem.
Ostatnio dużo mówi się o zaufaniu, a raczej o jego permanentnym braku; temat został wywołany niejako do tablicy przez jedną z osób, które niedawno poznałam...
Nikt już prawie nikomu nie ufa…, same podejrzenia i wietrzenie podstępów…
Trochę sobie w tym temacie poteoretyzuję (w tym jestem chyba dobra, gorzej z praktyką).
Dlaczego tak łatwo przychodzi nam powiedzieć - Nie ufam Ci - a może nawet i nie powiedzieć, ale pomyśleć o kimś w taki sposób, nie mając nawet do tego żadnych konkretnych podstaw?
Czy powodem jest to, że utraciliśmy umiejętność rozróżniania nieprawdziwych treści od rzeczywistych?
Czy może to kwestia wychowania, częstego powtarzania i wpajania od najmłodszych lat ostrzeżeń w stylu: „Nikomu nie ufaj, nie wierz…”?
Ten, tak mocno zakorzeniony brak wiary w innego człowieka, nie pozwala nikomu ufać, wierzyć w żadną prawdę, a nawet w najbardziej błahych zdarzeniach, każe doszukiwać się podstępu i zdrady…
To coś, jakby na kształt obrony, zapisanych wcześniej w podświadomości treści.
A komu w taki razie zaufać?
Czy w ogóle jest to możliwe, przecież według tego, co mamy zakodowane, wszyscy kłamią, kręcą, oszukują i mają niecne intencje…
To przykre, bo moim zdaniem jest to prosta droga oddzielenia człowieka od człowieka i przede wszystkim, oddzielenie się od siebie samego, bo w końcu człowiek z takimi przekonaniami przestaje ufać i sobie…
Dochodzimy do tego, że nigdy nie możemy być niczego pewni do końca…
Oczywiście, można powiedzieć, że brak pewności, nie jest jednoznaczny z brakiem zaufania.
Niby wszystko jest proste...
Nie wiesz, zapytaj…
Poczekaj, co będzie dalej, a nie od razu wyrokuj niejako z góry, że ktoś jest fałszywy, źle życzący, czy wręcz knujący coś przeciwko Tobie…
Takie wyrokowanie a priori, to jedna z poważnych przeszkód w poznaniu innych ludzi i siebie.
Człowiek nie wierzący nikomu i niczemu, nigdy nie zadaje sobie pytania - Czy tak jest na pewno…? - bo i po co, on wie….
Powiedzmy, że ktoś, komuś opowiada, że widział żółwia z dwoma głowami, w tym momencie temu komuś, natychmiast włącza się w głowie alarm - „Nie wierzę mu, on kłamie…”.
Skąd ma tę pewność?
Bo o tym nie czytał, nie widział?
To prosty i stały schemat…
Natomiast brak zaufania, skutkuje poczuciem, że ktokolwiek, cokolwiek powie i zrobi jest z gruntu fałszywe i nieprawdziwe, to utrwala przekonanie, że nic dobrego nas nie spotka ze strony drugiego człowieka.
Jeśli to jest takie trudne, by uwierzyć, to może warto, choć trochę otworzyć się na innych, ale z zachowaniem tak zwanej czujności, a to przecież nie wyklucza odrobiny zaufania…
Starajmy się, choć trochę zrozumieć innych (siebie), bo czasami wydaje mi się, że patrzymy, a jesteśmy ślepi, słuchamy, a nie słyszymy…, a na dodatek mówimy w jakimś niezrozumiałym języku.
Tkwiąc uparcie w swoim braku zaufania i braku wiary, można zranić, a czasami i obrazić drugiego człowieka…
Lepiej już chyba w takim wypadku milczeć.
Co do mnie, wolę pomilczeć, bo milczenie jest dla mnie o wiele milszą rozmową, nawet jeśli bywa, że jest to próżne gadanie z zamkniętym w sobie JA, ale co by nie powiedzieć, jest to rozmowa niewątpliwie cichsza…
Niewyszukana wyszukaność
OdpowiedzUsuńI słowa me zaklęte w ciszy,
A przecież jestem, tutaj jestem,
Choć mego krzyku nikt nie słyszy.
Z oddali słychać śmiech i radość
I myśl się snuje jedwabiście.
Kompanem wiatr , promyczek słońca
I szeleszczące cicho liście.
Myślałam; jestem silnym dębem
OdpowiedzUsuńKtóry korzeniami spija soki ziemi
Konarami czesze białe obłoki
Zielonymi liśćmi figluje z promieniami słońca
Myślałam; dam schronienie utrudzonym wędrowcom
Oparcie wystraszonym dzieciom
Dziś wiem, że lepiej być trzciną
Która ulega wichurze
Kocha lekki podmuch
Hulaszczego wiatru
Szumi słowa tęsknoty.
Powalony burzą dąb umiera w samotności.
Idę ku mojej samotności, wracam do mojej samotności,
OdpowiedzUsuńbo po to ,by mi towarzyszyć wystarczą mi własne myśli.
Samotność powoli zostawiania ślady
OdpowiedzUsuńWytrwale i stale, dotyka mego ciała
Zakazuje opadać powiekom
Każe pamiętać
Kradnie sekundy życia
Zamykam, więc drzwi na spusty
Zamykam okna
Zamykam serce
Wrzucam klucz do skrzynki na listy