środa, 3 kwietnia 2013

WINNA?

Kilka dni temu, jak prawie wszyscy moi rodacy, udałam się do marketu ogarnięta szałem przedświątecznych zakupów. Co prawda oczy miałam skoncentrowane przede wszystkim na półkach z towarem, a uwagę na tym, aby uniknąć kolizji z pędzącymi między sklepowymi alejkami koszykami, ale w pewnym momencie mignęła mi w tłumie twarz kobiety, która wydała mi się znajoma, ale której nie potrafiłam umiejscowić w mojej pamięci.
Jak to zwykle bywa, zaczęło mnie to na tyle dręczyć, że postanowiłam dogrzebać się tej wiedzy za wszelką cenę; więc po prostu podeszłam i powiedziałam; - Dzień dobry, co za spotkanie...
I w tym momencie mnie olśniło, już wiedziałam skąd ją znam.
Ona co prawda odpowiedziała grzecznie na moje pozdrowienie, ale po kilku krótkich zdaniach i życzeniach świątecznych szybko zakończyła rozmowę.
Nie zatrzymywałam jej..., jakoś nie potrafiłam...
Po powrocie do domu, odszukałam album ze starymi fotografiami. Na jednej z nich zobaczyłam ją; uśmiechniętą, pełną radości dziewczynę. Miała na niej chyba 19-20 lat...

Pamiętam, że zawsze wyróżniała się z spośród innych, tryskała energią, inteligencją, wszechstronnie uzdolniona. Gdziekolwiek się pojawiała otaczał ją wianuszek chłopaków…
Stanęła mi ponownie przed oczami, taka, jaką była teraz; smutna, poszarzała na twarzy, wyglądająca na dużą starszą niż jest…
Wróciłam ponownie do fotografii, do niej z tamtych, słonecznych czasów…
Przerwała studia na 2 roku; powód prozaiczny, ciąża… i brak wsparcia ze strony rodziny. Potem druga ciąża…
Poświęciła czas dzieciom, rodzinie, „jemu”…
Dom, praca…, dzieci, mąż… Piękny obrazek…
Tylko nie każdy obrazek, jest dziełem wartościowym…
Mijały lata; dzieci dorosły, a ona jak to bywa straciła pracę… i stała się niepotrzebnym balastem dla „niego”, stała się DARMOZJADEM jak powiedział to patrząc jej prosto w oczy i którego się pozbył bez skrupułów…
No i co z tego, nie ona pierwsza i nie ostatnia, ktoś powie…
Tak wiem…, to teraz norma…
Nie ma przecież kary na ludzi, którzy traktują innych jak przedmioty, na takich, którzy odbierają innym wszystko, bo odbierają im radość życia, a potem odchodzą zadowoleni z siebie, nie czując najmniejszego poczucia winy, kiedy przedmiot przestaje im się podobać, kiedy przystaje być wystarczająco użyteczny... 
Ot, po prostu bez najmniejszych skrupułów go wyrzucają...
Ktoś znowu powie; była sama sobie winna, w końcu zgodziła się na to, nie patrzyła w przyszłość…, a kiedy pokazał jej drzwi i odebrał klucze od ich wspólnego domu nie protestowała.
Dlaczego tak łatwo się poddała?
Bo była naiwna i wierzyła w szczęśliwe zakończenie.., w te wszystkie nieprawdziwe słowa, które usłyszała kiedyś, stojąc szczęśliwa u jego boku w białej sukience?
A kiedy do niej dotarło, że to wszystko, to tylko iluzja; załamała się?
Jeśli tak, to i ma za swoje.
Nie da się ukryć ma.., ale czy to coś zmienia?
Niestety nie…
Co się z Tobą stało dziewczyno z fotografii…?
Patrzyłam na Ciebie jak giniesz między półkami niosąc koszyk ze skromnymi zakupami, unikając wzroku innych…
Jakbyś Ty była winna…

Winna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz