piątek, 15 lutego 2013

GROMY Z WATYKANU, METEORY, ASTEROIDA I ESPRESSO

Kiedy dzisiaj, zegar na pobliskiej kościelnej wieży wybijał 6 rano, znajdowałam się w głębokiej nicości mego łóżka, obojętna na sprawy tego świata. Tymczasem na tym świecie znowu się zadziało...
A u mnie wręcz przeciwnie, bo po staremu; 9 godzina; koci alarm, a potem już z górki...
Lubię ten mój ranny rytuał, kiedy otulona kosmatym szlafrokiem sadowię się na kanapie z filiżanką espresso i spokojnie włączam TVN24, żeby sprawdzić co tam się kotłuje w kraju i poza nim.
Nigdy nie mogę narzekać na nudę; jak nie nasi politycy, to jakaś kolejna afera, zawsze coś się dzieje. Mimo, że nie zawsze dobrze, jakoś nie budziło to jak dotychczas, mojego wielkiego niepokoju.

Ten tydzień jednak, jest tak inny od innych, tak pełen niepokojących wydarzeń, że nie pozwala mi spokojnie myśleć nad tym, co mogłoby na przykład zaprzątać moją uwagę na teraz; temat kolejnego obrazu, plany na lato?
Abdykacja Benedykta XVI, uderzenie pioruna w Bazylikę Św. Piotra; były to tak, spektakularne wydarzenia, że wstrząsnęły nie tylko mną, ale myślę, że prawie wszystkimi ludźmi na świecie.
Oczywiście każdy przeżył je po swojemu, mnie jednak napełniły niepokojem. Odczytałam je jako zapowiedź zbliżających się "delikatnie" mówiąc zmian i to zmian niekoniecznie na lepsze.
Staram się odrzucać myśl, która nieustannie powraca..., myśl o zbliżającym się końcu naszego świata.
Wewnątrz siebie słyszę głos; pojawią się znaki na ziemi i niebie..., wtedy strzeżcie się, koniec będzie bliski..."
Wiem, wiem; jako katoliczka powinnam wiedzieć, że kiedy to będzie, tego nie wie nikt i pewnie według Kościoła, to, co teraz napisałam, to grzech.
No więc grzeszę, ale co poradzę na to, że tak właśnie czuję?
Nie pomógł mi nawet ranny, powalentykowy nastrój, kiedy znokautowała mnie pierwsza wiadomość jaka do mnie dotarła, o meteorytach, które spadły w okolicach Czelabińska na Uralu, tuż przy granicy z Kazachstanem.
Zniszczenia są w kilku miastach tego regionu i prawdziwy cud, że nikt nie zginął, choć jest kilkuset rannych, ponad tysiące budynków bez okien, a na jakiejś fabryce zmiotło dach.
W mieście panuje chaos, i nie ma się czemu dziwić, bo w najbliższym czasie zapowiada się kolejne podobne zjawisko. Tym razem, mieszkańcy mieli dużo szczęścia, bo Agencja Roskosmos podała, że meteor, który leciał z prędkością 108 tys. km/h rozpadł się w atmosferze na mniejsze kawałki (niektóre agencje podawały nawet, że został rozbity przez rosyjską rakietę).
Służby działające w regionie, jak dotychczas, znalazły 3 kratery, powstałe po uderzeniu bryły w ziemię; największy z nich ma około sześciu metrów szerokości. Z tego co podają agencje rosyjskie, uważa się, że największy odłamek meteorytu wpadł do jeziora Czebarkuł, kilometr za Czelabińskiem, świadczy o tym zniknięcie grubej pokrywy lodowej, która jeszcze wczoraj skuwała ten akwen.
Amatorskie nagranie wideo wyemitowane w rosyjskiej telewizji, przedstawia kulisty, świecący obiekt, mknący po czystym, błękitnym niebie (w Rosji była godzina 9), pozostawiający za sobą wyraźną, skłębioną, białą smugę. Zjawisku towarzyszyły intensywne błyski i dźwięk podobny do lecącego nisko samolotu odrzutowego. Podobne obiekty widziano, także nad Jekaterynburgiem.
Z wypowiedzi naukowców wynika, że mieliśmy do czynienia z meteorytem, lecącym ze wschodu na zachód, stosunkowo niewielkim, o 2-4m średnicy i wadze kilkudziesięciu ton, którego większość spaliła się atmosferze, a w zasadzie wyparowała.
Zjawisko to i kolejne, które być może wystąpią, astronomowie z obserwatorium w Pułkowie, wiążą z asteroidą, mającą dosłownie utrzeć się o naszą planetę jeszcze dzisiaj wieczorem, między 20 a 22.
Strach się bać, albo jak kto woli; strach się nie bać...
Co prawda Polska już "przeżyła "kilka odwiedzin tego typu, jak pamiętamy z historii; najsławniejszy chyba był deszcz meteorytów, który nawiedził Pułtusk 30 stycznia 1868 roku. Wywołał on mimo ograniczonego w tym czasie zasięgu i szybkości mediów, poruszenie w całym kraju.
Dla rozluźnienia tej mrocznej atmosfery, którą mimo woli stworzyłam, podam pozytywny, a mnie śmieszący efekt pułtuskiego deszczu, który opisał Dziennik Poznański.
Włościanie z majątku w okolicach Witkowa, należeli do tak zwanych niepokornych i szkody czyniących, mówiąc prosto; kłusowali bezkarnie w okolicznych lasach, należących do prywatnej właścicielki. Po tym jak dowiedzieli się o tak nadprzyrodzonym zjawisku, zmitygowali się i udali się do jej majątku z płaczem, przepraszając za wszystko i obiecując poprawę, potraktowali bowiem ten :deszcz ognisty i kamienny" jako przestrogę i karę boską.
(Jak widać, trochę jestem jak włościanka)
Dzisiaj więc, wieczorem, nad głowami pojawi się nam kolejny obiekt rodem z Kosmosu, tym razem; wielkości połowy boiska piłkarskiego i choć naukowcy twierdzą, że nam nie zagraża, to nie spuszczają go z oka.
Wyliczyli, że dokładnie o godzinie 20.26 naszego czasu przeleci 27 tys. km od naszej planety, czyli w 0,07 odległości Ziemi od Księżyca.
Oby do jutra..., ale i tak jeśli przeżyję, z niepokojem będę oglądać poranne wiadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz