niedziela, 10 lutego 2013

JAKI MĘŻCZYZNA?

To takie kolejne, z serii moich stereotypowych pytań, ale moim zdaniem, zawsze aktualne, o odpowiedzi zależnej przede wszystkim od indywidualnych odczuć każdej kobiety. Oczywiście, można stworzyć jakiś ideał dysponujący ogólnie pożądanymi cechami, ale ja wolę pozostać czysto subiektywna… Z góry wiem, że moje zdanie na ten temat nie będzie satysfakcjonowało wszystkich. 
 
Niestety nie napiszę czy to ma być blondyn czy brunet, czy ma mieć niebieskie albo piwne oczy. Nie za bardzo mnie interesuje też jego figura czy obwód bicepsa. Bo to jest dla mnie bez większego znaczenia.
Jednak byłabym okropną kłamczuchą, albo desperatką, gdybym brała wszystko "leci". Znając siebie, nie wiem czy bym mogła być z kimś wyłącznie dla jego pięknej duszy, gdyby jego wygląd przyprawiał mnie o mdłości. Paradoksalnie aktorska uroda, rodem z komedii romantycznej , powoduje u mnie chęć natychmiastowej rejterady.
Jak tak myślę o tym, to chyba jest to wszystko jakieś pokręcone...
Gdzieś, tam w środku, jednak wiem jaki powinien on być...
Wiem, co o nim powiedziałabym po latach moim wnukom, jeśli bym je kiedyś miała.
Powiedziałabym im, że bez niego byłabym nikim i nic bym nie miała, bo to on był dla mnie podporą, wspierał mnie w złych chwilach i dzielił ze mną radość dobrych momentów naszego życia i smutek tych złych...
Byliśmy zawsze jak jedna dusza w dwóch ciałach. Śmialiśmy się razem, płakaliśmy i kłóciliśmy się, a potem zawsze godziliśmy się.
Zasypialiśmy przytuleni do siebie, czując bicie naszych serc i budziliśmy się rano szczęśliwi, że leżymy obok siebie.
Ufaliśmy sobie i wiedzieliśmy, że możemy na sobie polegać w każdym momencie. Żadne z nas nie miało obawy, że to drugie odejdzie do kogoś innego...
Uwielbialiśmy ze sobą przebywać, nasze towarzystwo nas nigdy nie nużyło, zawsze byliśmy siebie ciekawi wzajemnie. Nasz dom był naszą twierdzą, naszym miejscem na ziemi, do którego zawsze chętnie wracaliśmy.
Powiedziałabym im że…
Że wszystko, co mieliśmy było nasze wspólne, osobno nie mieliśmy nic. Nie istniało pojęcie; moje, twoje...
Razem stanowiliśmy siłę, nic nam nie było straszne….
A jeśli by tak się zdarzyło, że odszedłby pierwszy, to powiedziałabym im, że życie straciło dla mnie cały blask i nadal będę mu wierna, bo dla mnie będzie zawsze żył w mej pamięci…, dla mnie będzie zawsze obok , chociaż go już widzieć nie będę.
Codziennie powiem mu; dobranoc, a rano; dzień dobry. a czasem porozmawiam z nim, chociaż mi już nie odpowie...
.....................................................................
Ale to ckliwe, ale nie nieprawdziwe...
Hm...
Zamyśliłam się..., miałam pisać o mężczyznach, a napisałam o mężczyźnie...
Czasem nie ma się władzy na slalomem myśli we własnej głowie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz