środa, 13 lutego 2013

PATRIOTYCZNY OBOWIĄZEK. A ŚW. WALENTY

Szok…, Amor walnął mnie w głowę… i to zaraz po wyjściu z domu.
Na początku myślałam, że to przypadek, albo wina konserwantów, które siedziały w puszce z sardynkami, które zakupiłam z racji Środowego Popielca, (a które wchłonęłam w dzień całkiem niepostny) że widzę czerwone serduszko z kokardkami zawieszone na poręczy w mojej klatce schodowej.
Co prawda ludzie tu wieszają rozmaite rzeczy; kwiatki, bombki, obrazki z kaczorem Donaldem, ale żeby od razu serduszka?

Potem zaczęłam się już niepokoić; serduszka zaczęły się mnożyć w zastraszającym tempie, widziałam je na każdej wystawie, w każdym czasopiśmie…, kurczę, nawet w sklepie z bielizną było jakoś podejrzanie czerwono.
W panice weszłam do apteki, aby poprosić o jakiś środek na kłopoty ze wzrokiem…, a tu (o zgrozo) za szybką ujrzałam pudełeczko z witaminami…, ozdobione czerwonym serduszkiem.
Postanowiłam zgłębić temat i dociec, dlaczego szaro-bury miejski świat, nagle tak się zarumienił, przecież jedno z moich ulubionych słów, to; „dlaczego”.
Nic tak nie robi dobrze na rozjaśnienie umysłu, jak odrobina słodkości, pognałam, więc marketu. Market jak Google, tam jest wszystko, no i oświeciło mnie; na wielkim bilbordzie piękna czerwona róża i napis;
„Z okazji Walentynek róża 52 cm, tylko 11 zł”.
No a teraz, koniec żartów; oczywiście, że podkoloryzowałam trochę i ponaginałam fakty, ale jedyny blef to ten, że niby nie znałam powodu tej inwazji czerwieni.
Nie mam nic przeciwko miłości, powiem nawet, że jestem bardzo "za", ale nie byłabym sobą, gdybym nie była w tym konkretnym przypadku trochę przeciw (ale tylko trochę).
Taka komercjalizacja uczuć, a wręcz unifikacja ich objawów, w postaci zalewu czerwonych serduszek w najróżniejszych konfiguracjach, po prostu mnie wkurza, bo zabija inwencję.
Co do święta, to mi się podoba; lepiej raz w roku powiedzieć komuś; kocham Cię, niż wcale.
Święty Walenty jak głosi legenda uzdrawiał między innymi ślepców, a mówią miłość jest ślepa…, to pewnie dlatego został patronem zakochanych.
Inwazji na nasz kochany kraj Walenty dokonał w latach 90, i to z powodzeniem. Nie wytrzymała tej lekkiej, taniej i czerwonoserduszkowej konkurencji nasza rodzima Noc Kupały obchodzona z dnia 21 na 22 czerwca, i wcale, a to wcale się temu nie dziwię.
Jakoś sobie nie wyobrażam, ganiających po łąkach współczesnych dziewczyn, w poszukiwaniu kwiatów i ziół na wieńce, a potem z zapalonymi świecami puszczających je z nurtem rzeki.
To by wymagało nie lada wysiłku a na dodatek trzeba by było pilnować, aby wieniec trafił w odpowiednie ręce.
Zgodnie z tradycją, jeśli wianek zostałby wyłowiony przez kawalera, oznaczałoby to szybkie za niego zamążpójście. Jeśli by popłynął, dziewczyna wyszłaby za mąż, ale nie prędko. Jeśli zaś by spłonął, utonął lub zaplątał się w sitowiu, prawdopodobnie zostałaby starą panną.
Na dodatek te skoki przez ogniska…
Tyle trudu…, a ryzyko jak widać duże, o wiele łatwiej kupić za 11 zł różę, albo czerwone serduszko i już sprawa załatwiona… Łatwo, tanio i przyjemnie.
Szturm na sklepy się zaczął; byle co, byle w serduszka, byle w czerwone…. Do święta szykuje się Polska cała…
Czy miłość do siebie samej się liczy?
Nie jestem całkowicie tego pewna, ale na wszelki wypadek, zaraz z rana, w czwartek, ruszę do kwiaciarni i kupię sobie różę, bo nic innego to już chyba nie…
W zasadzie, to właśnie zmieniłam zdanie; kupię sobie kombiwar, to a propos gorących uczuć i że przez żołądek do serca, może kiedyś mi się jeszcze taki ktoś trafi, kogo będzie warto nakarmić (taka inwestycja w przyszłego Walentego, hi hi).
Kolacji postanowiłam jutro nie jeść, bo w takim dniu to tylko wypada konsumować we dwoje, spać chyba też nie pójdę, bo gwarancji nie będzie, że trafi mi się sen o miłości…, zresztą nie mam pościeli w czerwone serduszka tylko jak na złość w margerytki, a nie wiem czy one mają jakiś związek z amorem czy nie, więc nie będę ryzykować, że przyśni mi się na ten przykład Batman.
Puszczę za to sobie film o miłości i będę wąchać tę różę mając nadzieję, że mimo moich manipulacji jednak później uda jej się rozkwitnąć.
...............................................................................
A teraz, póki co, podpowiem zakochanym za Ofelią:
„Nie mówmy już o tym, ale jak się was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie:
Dzień dobry, dziś święty Walenty.
Dopiero co świtać poczyna;
Młodzieniec snem leży ujęty, a hoża doń puka dziewczyna.
Poskoczył kochanek, wdział szaty, drzwi rozwarł przed swoją jedyną
I weszła dziewczyna do chaty, lecz z chaty nie wyszła dziewczyną…”
Hi hi, byle by nie wyszła przyszłą matką, z tego świętowania.
Co ja plotę, wszak naród ma teraz dbać o dzietność i muszę mieć na względzie moją przyszłą emeryturę, że tak egoistycznie powiem.
A więc do pracy rodacy, spełniajcie się w tym pięknym dniu również patriotycznie.
Czego życzę Wam; "ja - IWPIA", obiecując trzymać kciuki za konkretne efekty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz