wtorek, 19 lutego 2013

HORROR

A tak horror, bo tego inaczej nazwać się nie da...
Od jakiegoś czasu miałam kłopot z moją siódemką (ząbkiem znaczy), leczyłam ją na wszelkie sposoby w prywatnej klinice…, no i poszło nieskromne 700 zł…
Niestety nie udało się (o takiej możliwości zresztą uprzedzał mnie dentysta) i ząb nadal bolał, nie było więc wyjścia, trzeba było zdecydować się na ekstrakcję.
Dobrzy ludzie poradzili mi, żebym nie wydawała więcej kasy, bo usunąć, to mi mogą przecież na tak zwaną ubezpieczalnię… Pomyślałam - fakt; w końcu daję kasę na NFZ.
Daję? Raczej mi biorą, i nie bardzo mogę powiedzieć nie.
Ale jeśli już daję, to... - tak zaczęłam kombinować i oczywiście wpadłam na głupi pomysł, żeby w końcu skorzystać z tego NFZ i udać się do stomatologa w pobliskiej przychodni.

Na marginesie dodam, że ząb mnie bolał okrutnie, co nie było przyjemnym uczuciem, a pieniądze mi się ostatnio jakoś nie mnożą, a wręcz przeciwnie, więc chętnie zgodziłam się na tę opcję.
Pani doktor, owszem przyjęła mnie, była nawet miła, ale tylko do momentu jak dowiedziała się, że to nie wizyta prywatna. 
I tu pojawiły się pierwsze schody, a raczej tor przeszkód.
Najpierw trzeba było odsiedzieć 3 godziny przed gabinetem, ( to i tak tylko dzięki temu, że jęczałam z bólu, bo w innym wypadku zapisy za pół roku) ale w końcu usiadłam na fotelu i z nadzieją w sercu, oddałam się w ręce fachowca, (miałam jednak złe przeczucia….).
No i zaczęło się;
- pierwsze podejście – zastrzyk i wrzask bólu (mój, nie pani doktor)
- drugie podejście – drugi zastrzyk i próba ucieczki z fotela (moja)
- trzecie podejście – trzeci zastrzyk – ból taki, że klękajcie narody…(naród zapewne uciekał w popłochu z poczekalni)
Lekarka jednak nie daje za wygraną, przy pomocy pielęgniarki zatrzymuje mnie w fotelu i usiłuje wyważyć ząb jakimś narzędziem… Ja wrzeszczę…, (na ile mam sił i możliwości przy rozdziawionej paszczy).
Ząb zaczyna się kruszyć, kolejne narzędzia idą w ruch, pani doktor sapie i poci się z wysiłku…, ja już tylko jęczę i łzy mi lecą ciurkiem…
I tak to trwa…, ponad godzinę…
Po wszystkim siedzimy naprzeciwko i patrzymy na siebie w zupełnej ciszy...
Obie blade… i wyczerpane...
Mam wrażenie, że czas się zatrzymał...
Pielęgniarka podaje mi lusterko, żebym się do doprowadziła do porządku…, mam twarz umazaną krwią i czarnymi łzami (farba puściła).
Nie mam siły wstać, cała się trzęsę, nie rozumiem, co do mnie mówią…, po prostu jestem w szoku…
Patrzę na stos czerwonych od mojej krwi tamponów…, i robi mi się słabo….
Nie wiem jak dotarłam do domu….
Teraz naćpana tabletkami przeciwbólowymi usiłuję upamiętnić ten film grozy pod tytułem „Jak straciłam ząb…”
To nie mogło dziać się naprawdę…
Tylko dlaczego, mnie tak cholernie boli…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz