wtorek, 29 stycznia 2013

I SKOŃCZYŁ SIĘ DZIEŃ…


…dzień, w którym nie zdarzyło się nic istotnego, ale czy przez to był mniej ważny?
Sama nie wiem.
Może taki „bezproduktywny dzień” to marnotrawstwo życia, ale jakoś nie dało się inaczej.
Spojrzałam teraz na widok z okna… ciemno, niebo czarne i tylko gdzieniegdzie światła w oknach. 

Za każdym z tych okien pokoje, a w nich ludzie i ich historie.
Żyjemy obok siebie, mijamy się na alejkach, ale nic o sobie nie wiemy…

Tak jesteśmy blisko, a jednocześnie tak daleko.
Zamknięci w swoich mieszkaniach jak w twierdzach. Anonimowe twarze…
A gdybym tak otwarła teraz okno i krzyknęła „ratunku”? Czy ktoś by zareagował? 

Wątpię… Więc nie otworzę i nie krzyknę, bo i po co?
Trzeba liczyć na siebie, tak jak zawsze… Samotni w tłumie…. Ot naszła mnie refleksja…
Dlaczego tak się porobiło, że zamykamy się na innych? Praca, dom, znowu praca i tak w kółko.. Nie ma czasu, aby się zatrzymać… Nie ma chęci…
Chociaż z drugiej strony taka anonimowość jest wygodna…
To by było na tyle a propos widoku z mojego okna. A co z tym dniem, który minął?
Nie zrobiłam niczego pożytecznego…, więc nie zasłużyłam nawet na kolację.
Czy mam się karać z tego powodu? Chyba nie, ale mimo wszystko czuję jakiś niedosyt, jakieś napięcie wynikające z niezadowolenia z samej siebie…
Tak nie może być jutro….
Jutro będzie kolejny dzień…
Liczę te dni, będzie ich przybywać…. Ale czy to coś zmieni? Chcę tego i nie chcę jednocześnie, ot paradoks…
Na razie stoję w miejscu, chociaż zdaję sobie sprawę, że pora się ruszyć i iść do przodu…
Tego przecież sama chciałam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz