środa, 9 stycznia 2013

PIEKŁO W IMIĘ DOBREGO?


Zastanawiałam się ostatnio, dlaczego jedni drugim gotują piekło. I to niby w imię ich własnego dobra.
Czy koniecznie trzeba robić wszystko, aby na siłę uszczęśliwiać innych, nawet wbrew nim samym?
Czy naprawdę można wiedzieć lepiej, co dobre, wiedzieć lepiej niż osoba, której to dotyczy?
Najgorsze jest w tym wszystkim chyba to, że ludzie na ogół się poddają dla tzw. świętego spokoju.
Jaką cenę ma święty spokój? Czy nie rodzi buntu?
Tłumione emocje, zawsze w końcu muszą znaleźć ujście…, są wtedy jak wybuch wulkanu, bezwzględne i niszczące wszystko i wszystkich wokół….
Czy to taka perwersyjna przyjemność, jeśli ja cierpię, dlaczego inni mają mieć lepiej…..
Ból zadany innym, daje ulgę? Myślę, że na krótko….
Życie wredne jest (lubię to zdanie).
Życie każe cierpieć; ale z drugiej strony, jeśli nie pozna się smaku własnej krwi, nie będzie smakować pocałunek miłości….
Są osoby, które się same niszczą zarówno fizycznie jak i psychicznie……
Czy ogień gasi się ogniem?
Może i tak…. Jeśli z tym bólem zostaje się w samotności…, to chyba nie ma wyjścia...?
A może jest? Tyle pytań...
Uważam, że to normalne, że są tacy, co wówczas nie wytrzymują i po prostu odchodzą; bo któż chce być z osobą, która rani?


Do tego trzeba dużo siły i miłości, a życie teraz pędzi szybko, nie ma czasu zastanawiać się nad drugim człowiekiem, nie ta osoba to inna.
Ot powierzchowność współczesności...
Znowu się zadumałam nad ciemną stroną księżyca, a przecież to dzień jasny, choć zimowy...
A ja jestem szczęśliwa...? (to pytanie do samej siebie, na które muszę sobie odpowiedzieć)
Po co myślę o innych zamiast zastanowić się nad sobą...? Może, dlatego, że są tacy, których tak na prawdę nikt nie kocha, nawet sami siebie nie kochają, a ja łudzę się, że mam trochę więcej od nich szczęścia?
Poplątały mi się myśli w temacie, jak zwykle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz