piątek, 25 stycznia 2013

KIM JESTEŚMY?


Większość Polaków w rubryce wyznanie wpisuje: rzymsko-katolickie, ale czy jest to fakt, czy pusta deklaracja?
Nasuwa się tutaj wiele wątpliwości, co do ich/naszej wiary. Czy wiemy, co właściwie deklarujemy?
Większość nigdy nie przeczytała Pisma Świętego, nie mówiąc już o zrozumieniu tego, co od czasu do czasu słyszą podczas czytań podczas Mszy Świętej. Znamy 10 przykazań, Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, niektórzy trochę więcej, ale czy to wystarczy?
Czy wystarczy odstać swoje na niedzielnej mszy, podczas której myślimy często o rzeczach zgoła innych niż cel, w jakim tam przyszliśmy?
Czy można wierzyć w coś, o czym tak naprawdę nie ma się pojęcia, czego się nie zna?
Chcemy wierzyć, że istnieje Bóg, to pozwala nam pokonać strach przed nieznanym, tym co nieuchronnie nas czeka, a przed czym nie ma ucieczki; przed śmiercią, chociaż z drugiej strony, wielu z nas żyje tak, jakby mieli żyć wiecznie.
Zakładając, że życie się nie skończy z momentem śmierci cielesnej, i że z tą chwilą przejdziemy do innej jego formy, a na dodatek, że jesteśmy katolikami, choćby tylko takimi, co znają wyłącznie owe 10 przykazań, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że po tej drugiej stronie może nam nie być łatwo, jeśli nie będziemy się w praktyce do nich stosować.
Mamy wolną wolę, nie chcemy ograniczeń, coś się nam od życia należy – to słowa często powtarzane.
Ale czym jest wolność?
Czy to jest to osławione „róbta, co chceta”?
Działanie pod wpływem ślepego popędu wewnętrznego, lub co gorsze przymusu zewnętrznego, jakim może być uleganie tzw. modzie?
Modzie, która często związana jest z zachowaniami sprzecznymi z zasadami moralnymi. Pogoń za tym, co kreują media, wzbudzając naszą pożądliwość, zniewala człowieka, staje się naszym wyłącznym celem. Wydaje nam się, że jesteśmy wolni, ale tak naprawdę jesteśmy niewolnikami, którym narzucono postępowanie wg określonych reguł.
Pragniemy coraz więcej nie zważając na metody, jakimi osiągamy nasze cele. Wielu się „udaje”, zdobywają to, co chcą, ale czy są szczęśliwi? Dlaczego ciągle im mało?
Mają rodziny, ale porzucają je, mają pieniądze, ale pragnąc ich więcej decydują się na działania niezgodne z prawem, usuwają swoich wrogów, posuwając się w ekstremalnych przypadkach nawet do morderstwa.
Ci, którzy żyją inaczej, którzy próbują iść „prostą drogą” są wyśmiewani, bo w powszechnym pojęciu to frajerzy, spychani na margines życia.
Wszystko wolno, wszystko jest dozwolone, słabych zdeptać, naiwnych wyśmiać. Bo kto nam podskoczy?
Pytam się; kto?
Zapominamy, że zawsze może znaleźć się ktoś silniejszy…, Wielu dobrze o tym wie i przezornie wybiera słabsze ofiary, takie, co to się nie obronią… i to jest najbardziej obrzydliwe.
Czyż wolność nie powinna polegać na panowaniu nad sobą, to znaczy nad myślami, słowami, czynami, patrzeniem, słuchaniem, na szacunku dla siebie i innych?
Czy można zapanować nad tym wszystkim nie mając zasad? Przecież my katolicy, mamy takie zasady, ale czy się ich trzymamy?
Z przykrością muszę powiedzieć, że nie, i niestety ja też należę do tej niechlubnej grupy.
Więc czy nimi jesteśmy?
Czy nadal możemy nazywać się katolikami?
Czy mamy prawo pouczać, sami nie stosując się do zasad, które chętnie narzucamy innym?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz