piątek, 8 marca 2013

DO GRAJĄCEJ SZAFY KOTA WRZUĆ

Jestem jak grająca szafa… czasami.
Wrzuć monetę i masz, co chcesz… Oczywiście w ramach załadowanego oprogramowania, więc bez przesady, bo możliwości mam ograniczone…
Miało być mniej refleksyjnie…, dlaczego by nie, niech będzie, zwłaszcza, że humor mi się nieco poprawił.
Od rana byłam trochę podłamana, bo taśmowe sms-y, które otrzymałam z życzeniami, a wysyłane hurtem do pań, które zaplątały się na listach kontaktów w telefonie, nie utwierdzały mnie w przekonaniu, że liczę się jeszcze jako kobieta.
Dopiero doniczka z fiołkami alpejskim (czerwonymi) zrobiła swoje.
Choć powiedzmy szczerze, tak do końca nie jestem pewna, czy kwiat "w doniczce" liczy się tak samo jak "cięty"..., ale niech tam...
Z braku laku i rak schabowy.
A więc w tym cudownym fiołkowym nastroju i po paru drinkach, opowiem coś o moim współlokatorze…
Mam kota, ale w żadnym wypadku nie dam sobie powiedzieć, że w głowie…, wręcz przeciwnie…, bo co do kotów jestem śmiertelnie poważna (ups, przepraszam… mniej wesoła).
Kot to nie pies, jak nazwa wskazuje i swój charakter ma…
Moje kocisko, to kłębowisko czekoladowych kłaków, o bursztynowych, wielkich jak spodki ślepiach. Początkowo wydawało mi się, że ma zadatki na typ męski i tajemniczy, jak NEO z Matrixa, ale po bliższym poznaniu okazał się zwykłym NEONEM.
NEON jest strasznie zniewieściały i pedantyczny; uwielbia czyścić swoje futro, ale nigdy, ale to nigdy się nie podrapie, jeśli ktoś jest obok, pewnie uważa, że to poniżej jego godności.
W końcu pochodzi z dobrej rodziny, choć prawdę mówiąc z nieprawego łoża..
Jest w każdym punkcie swego ciała mięciutki i puchaty, a przede wszystkim delikatny, no, może poza cholernymi pazurami, których wysuwanie i przyczepność, uwielbia trenować na moich pończochach.
No i jeszcze potrafi drzeć się na najwyższych decybelach, w przypadku pustej miski…
Tak w ogóle, to ten kot, nie pozwoli sobie do miski dmuchać…, nikomu, nawet mnie, jego karmicielce… Wyszkolił sobie mnie na jedno miaukniecie i jedno kocie spojrzenie…
Jestem mu posłuszna, jak nikomu innemu…. sama nie zjem, a kotu dam… (Whiskas)
Muszę być delikatna i wyrozumiała, no i zwracać się do niego czule i z szacunkiem.
Z nostalgią wspominam czasy, kiedy to miałam psa i zdecydowanie wołałam go; „Feliks do nogi….”. A on przybiegał uszczęśliwiony, że mnie ma…
A teraz, ładnie proszę (nie za głośno); „ Niuniuś, kotku chodź…”, i to ja jestem szczęśliwa, jak kot łaskawie zrobi w moim kierunku kilka dostojnych kroków, a potem pozwoli podnieść swoje szacowne 7 kg na ręce…
Za chwilę spróbuję go przekupić kocim kabanosem, bo dzisiaj nie ma zdecydowanie humoru, obraził się i łypie z niechęcią na mnie ze swojego łóżeczka. Oczywiście wszystko z mojej winy, ośmieliłam się dać Panu Hrabiemu Kitiket zamiast Whiskas…, a tego, mi tak łatwo nie odpuści…
Oj nie mam lekko…, o nie…
W zasadzie, to kot się jak na mój gust za bardzo rozpanoszył..., teraz to do mnie dotarło...
Poczekaj, no Ty koci terrorysto, jeszcze się na tobie odegram…, przyszła pora na kota!
Właśnie w głowie kiełkuje mi zdradziecki plan przeciwko Tobie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz