niedziela, 17 marca 2013

PAPIEŻ FRANCISZEK

Po spektakularnej abdykacji Benedykta XVI, która mnie nie tylko zadziwiła, ale powiem wprost; zszokowała, z pewnym napięciem oczekiwałam na wynik konklawe.
Jako katoliczka powinnam być spokojna, bo o wyborze papieża ponoć decyduje Duch Święty, ale tak z czysto ludzkiego odczucia, nie do końca byłam pewna czy nawet siła wyższa, potrafi zapanować nad ponad setką starszych, przyzwyczajonych do władczych zachowań i jak myślę (być może niesprawiedliwie) rządnych również władzy mężczyzn.
No i te wszystkie spekulacje, frakcje, komentarze, a i niezbyt miłe przepowiednie o ostatnim już papieżu…
Nie przesadzę chyba, jeśli powiem, że nie tylko moja uwaga, była skoncentrowana przez dwa dni na pewnym kominie, w oczekiwaniu na biały dym, który miał się z niego wydobyć.
Nadzieję, że wybór okaże się właściwy, w paradoksalny, a może i w mistyczny sposób, jak prawdziwy posłaniec z niebios, dawał ptak, który za każdym razem towarzyszył pojawiającemu się obłokowi dymu.
Wiem, że czasami myślę irracjonalnie i nie jak przystało to kobiecie żyjącej w XXI wieku, ale na swoją obronę powiem, że urodziłam się w wieku XX, a moja dusza zapewne jest jeszcze wcześniejszego charakteru.
Co prawda nikt mnie o zdanie nie pytał, ani nie obstawiałam żadnych zakładów, ale moim faworytem był 56 letni kardynał z Manili, Luis Antonio Gokim Tagle, dlatego gdy na balkonie watykańskim pojawił się 77 letni kardynał z Argentyny, Jorge Bergoglio, doznałam pewnego rozczarowania i przyznaję, że zaczęłam się koncentrować na negatywnym, zamiast na pozytywnym odbiorze osoby, którą zobaczyłam.
Nowy Ojciec Święty wydał mi się sztywny i bez wyrazu, no i oczywiście „za stary”. Powiedziałam nawet; że wybrali 77 latka coby za długo nie porządził.
Jak widać potrzebowałam nieco czasu, aby spojrzeć na Franciszka bardziej obiektywnie, a może zobaczyć go w innym świetle; nie w świetle jupiterów, a w świetle słów, które wypowiedział w pierwszych dniach swego pontyfikatu.
Przyznaję, że wieczorem 13 marca, nie patrzyłam wystarczająco uważnie…, widziałam białą sutannę, a nie widziałam ubranego w nią człowieka.
Bo nowy papież „jest człowiekiem” i tym sobie mnie zjednał i wzruszył… Mam wrażenie, że to ciepła i otwarta osoba.
Jest w nim inteligencja Benedykta XVI, ale bez jego wycofania i kruchości, jest w nim też elokwencja i być może trochę charyzmy Jana Pawła II, ale przede wszystkim jest w nim duch Jana XXIII.
Jest w nim też pokora i świadomość własnej, ludzkiej słabości, bo mam nadzieję, że nie dla poklasku gawiedzi, rozpoczął pierwsze swoje chwile, jako głowa kościoła katolickiego, od pochylenia głowy przed zwykłymi ludźmi, pokazując w ten sposób, że nie czuje się od nich ani lepszy, ani ważniejszy i prosząc ich o błogosławieństwo, przed tym, które im sam udzieli.
To był piękny gest…
Gest równie symboliczny jak ten, kiedy odmówił założenia gronostajowej pelerynki papieskiej, mówiąc; „karnawał już się skończył…”, myślę, że nie tylko ja, odczytałam te słowa, jako wskazówkę do odrzucenia przepychu przez ludzi kościoła, a zwłaszcza przez jego hierarchów.
Potwierdził tę myśl, również na spotkaniu sobotnim z dziennikarzami z całego świata, mówiąc, że pragnie, aby kościół był biedny i dla biednych.
W podobnych duchu były pierwsze słowa, jakie jeszcze, jako kardynał Jorge Bergoglio usłyszał na konklawe, kiedy jego wybór był już pewny: „pamiętaj o biednych”, powiedział mu wtedy siedzący obok przyjaciel kardynał z Sao Paulo.
To te słowa jak mówi, przywołały w jego głowie postać świętego Franciszka z Asyżu, który był człowiekiem pokoju i ubóstwa.
Może to właśnie ta droga będzie drogą Papieża Franciszka, a przede wszystkim droga całego kościoła katolickiego, drogą powrotu do korzeni chrześcijaństwa, jakże dalekich od tego, co obecnie widzimy.
Bo kościół został powołany dla prawdy, dobra i piękna, a nie do tego, aby stać się bogatą, zbiurokratyzowaną instytucją, albo instytucją polityczną, kościół to wspólnota duchowa, która ma prowadzić do zbawienia duszy, a nie koncertować na zapewnieniu przyjemności ciału.
Mam nadzieję, że to zapowiedź Nowego „starego” Kościoła, pontyfikatu konserwatywnego, acz otwartego na cały świat, jak wspomniany już pontyfikat Jana XXIII; niewykluczający żadnego człowieka i skierowany nie tylko do tych, co wierzą w Jezusa Chrystusa.
Franciszek ma wszelkie cechy, aby porywać za sobą i przyciągać do Kościoła, tych, co dotychczas stoją z boku, sceptycznie się do niego odnosząc.
Moim zdaniem jednak, nie będzie to papież rewolucjonista, który by na przykład zaakceptował małżeństwa homoseksualne czy aborcję, gdyż jak widać wyraźnie już na samym początku, uważa on, że Kościół ma swoje niezmienne nie tylko dogmaty, ale i kryteria i nie jest powołany, aby realizować świeckie pragnienia, ale cele głęboko duchowe, od których odchodzi chrześcijański świat, szczególnie w Europie.
Może to będzie Misjonarz z Nowego Świata przywracający prawdziwą wiarę w Starym Świecie?
Czy jednak będzie miał on wystarczająco dużo sił, aby pokonać nie tylko siły zewnętrzne wrogie Kościołowi, ale przede wszystkim te, które czają się w jego bezpośrednim otoczeniu?
Papież Franciszek określa siebie samego mianem, biskupa Rzymu; a zgodnie z przepowiednią miał nim być Piotr Rzymianin….
Czy będzie to, więc ten zapowiadany ostatni papież?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz