poniedziałek, 4 marca 2013

MALOWANY ŚWIAT

W pewnym dalekim kraju, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w małym domku na wysokiej górze, żyła sobie dziewczynka z głową pełną kolorowych marzeń.
Każdego ranka, siadała przy oknie i patrzyła na otaczający ją świat…; na kwiaty, drzewa, na spieszących się ludzi...

Czasem patrzyła też w górę, na niebo, szukając daremnie słońca…, bo w jej świecie wszystko było szare, bo w jej świecie zawsze padał deszcz…
Dziewczynka jednak wiedziała, że istnieją takie miejsca, gdzie świat jest kolorowy, gdzie kwiaty mają różne barwy, gdzie ludzie się uśmiechają do siebie i gdzie świeci zawsze słońce, a jeśli pada już deszcz, to za chwilę na niebie pojawia się tęcza. Dziewczynka wiedziała o tym, z całą pewnością swego małego serca…, bo czytała o tym…, w bajkach…
Odchodziła więc od okna, wchodziła w swój własny świat, który malowała codziennie kolorowymi farbami. Delikatnymi pociągnięciami pędzla, wyczarowywała wszystko to, za czym tęskniła…
Słońce… i tęczę na niebie….
Mijały lata, dziewczynka dorosła i musiała opuścić dziecinny pokój, wyjść z domu i zanurzyć się w szarą rzeczywistość zza okna.
Szary świat ją przerażał, ale postanowiła stawić mu czoło, postanowiła go zmienić…

Wierzyła naiwnie, że da mu radę, że da mu radę, tak jak dotychczas…, przecież wzięła ze sobą pudełko z farbami….
Uparcie starała się dodać barwy ludziom, kwiatom, ulicom.
Przechodnie śmiali się z niej - świata nie zmienisz – mówili.
Była jak rajski ptak wśród wróbli…
Wróble, patrzyły na nią z podziwem, ale bardzo chętnie wyrywały jej piórka, kiedy odwróciła wzrok. Była coraz słabsza, ale nie poddawała się, wybierała tylko coraz ostrzejsze kolory z palety…
I nagle, pewnego dnia, kiedy spojrzała w swoje okno po przebudzeniu, zobaczyła złote słońce zaglądające do pokoju… 

To był jej cud, na który czekała…
Wybiegła z domu i stanęła w słonecznym blasku; promienie pieściły ją swym ciepłym dotykiem, a ona była szczęśliwa… Mijający ją ludzie mówili, jaka jest wyjątkowa i jak ją kochają za piękny uśmiech i słońce, jakie wymalowała na ich wspólnym niebie…..
Do czasu…, do czasu aż dzień się skończył…
W nocy, wtulona w wilgotną od łez poduszkę, starała się zatrzymać miniony czas pod mocno zaciśniętymi powiekami… Rankiem myślała, że tak już będzie zawsze, ale nie udało się, słońce zniknęło…, a deszcz znowu padał zmywając wszystkie kolory…
Następnego dnia, znowu wzięła pędzel i rozsyłała uśmiechy dokoła, ale teraz już wiedziała, że to iluzja, która zniknie po pierwszych kroplach deszczu…
Ale inni nie wiedzieli…, bo wierzyli jej uśmiechom, a nie patrzyli w jej oczy…
Bo i po co?
Po co im prawda, która kryje się tylko w oczach...
Liczyło się dla nich tylko tu i teraz…, ich własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz